Monday 31 May 2010

dodatki do pytań Rolexa

najpierw ważny wpis, do którego się odnoszę:


http://hekatonchejres.salon24.pl/188677,mapa-pytan


na poniższej liście umieszczam tylko pytania, których w chwili obecnej (1 czerwca nad ranem) nie zadał sam Rolex - chyba że przeoczyłem. Ponieważ mam zamiar poinformować go o tej liście, niewykluczone, że później się znajdą i u niego.


  1. Czy wyjaśniono awarię układu sterowania Tu-154 w Mongolii 2008 i awarię autopilota na Haiti w 2010 - ta ostatnia już po remoncie w zakładach w Samarze? Dlaczego pomimo dość osobliwej historii rządowej tutki w tym zakresie zapewniano nas o jej doskonałym stanie technicznym i praktycznej niezawodności? Dlaczego rosyjscy oficjele i tamtejsze  relacje medialne wykluczyły awarię już 10 kwietnia? Jak dzisiaj wiemy już na pewno, kluczowe elementy kokpitu, układu sterowania i całego samolotu nie zostały wtedy odnalezione - niektóre zostały znalezione przez Polaków miesiąc później, niektóre zapewne walają się pod Smoleńskiem do dziś.
  2. Jak to możliwe, że ostatni remont prezydenckiego samolotu był spowodowany faktem, że "rosyjski system łączności satelitarnej zakłócał mu elektronikę nawigacyjną"? Przypomnę, co wtedy pisał o tym Stary Wiarus: "Urządzenia łączności satelitarnej ma od wielu lat na pokładzie, jako seryjne wyposażenie, każdy współczesny duży samolot pasażerski. Jakoś nikomu poza Polakami te urządzenia nie zakłócają wyposażenia nawigacyjnego." Zachęcam do lektury całego wpisu i stawiania dalszych pytań nim inspirowanych: http://staryw.blogspot.com/2008/03/rzomowa-sponsorowana.html
  3. Czy na lotnisku smoleńskim był obecny polski attaché wojskowy w Rosji? Pytał o to chociażby Antoni Macierewicz. Jego obecność  przy przyjeździe zwierzchnika Sił Zbrojnych i niemal całego Sztabu Generalnego powinna być oczywistością 
  4. Czy gen. Petelicki słusznie twierdził, że żelazną zasadą w NATO jest, że taka delegacja jak ta do Smoleńska musi lecieć czterema samolotami (dla krajów biedniejszych trzy)? Kto odpowiada w Polsce odpowiada za przestrzeganie tych standardów? Czy po czymś takim ktokolwiek będzie nasz kraj traktował poważnie jako członka NATO?
  5. Generał Petelicki twierdził również, że NATO-wskim standardem jest zabezpieczenie przez służby kraju macierzystego delegacji co najmniej dwóch lotnisk zapasowych i fizyczna obecność przedstawicieli tychże służb na obu lotniskach. Pytania jak wyżej.
  6. Dlaczego z prezydentem nie leciał ani szef BOR-u Janicki, ani Janusz Murasicki, który na stanowisku szefa prezydenckiej ochrony zastąpił usuniętego wbrew woli Lecha Kaczyńskiego pułkownika Olszowca?
  7. Dlaczego generał Janicki bez przerwy powtarza, że zabezpieczenie lotnisk zapasowych należało do strony rosyjskiej, jeśli jednocześnie słyszymy, że strona rosyjska traktowała tę wizytę jako prywatną?
  8. Czy prawdą jest, że przy lądowaniu głowy państwa standardowo prosi się państwo-gospodarza o pozwolenie na obecność na wieży kontrolera z państwa gości? Jeśli tak, dlaczego strona polska o to nie wystąpiła?
  9. Czy drugi pilot rzeczywiście wydał na wysokości 80 metrów komendę "Odchodzimy"? Czy to prawda, że na pół minuty przed wypadkiem kpt. Protasiuk miał wyraźnie powiedzieć "Nie siadamy"?
  10. Czy komunikat EGPWS brzmiał rzeczywiście "Terrain ahead! Pull up!" czy też, wbrew twierdzeniom Rosjan, "Don't sink!"? 
  11. Czy poseł Halicki dokładnie opisał przebieg rozmowy, która miała mieć miejsce o 9:30 10 kwietnia pomiędzy nim a przewodniczącym komisji SZ Kosaczowem? Według tej relacji, Kosaczow miał do niego zadzwonić z pytaniem - cytuję -"Dear Andrzej, what can we do together?" Zwracam uwagę - nie "...for you", nie ma żadnych kondolencji, wyrazów szoku pomimo tego, że wrak samolotu jeszcze dymi, zwłoki ofiar są jeszcze ciepłe, w Polsce i na świecie nie wszyscy słyszeli o tym, co się stało, a kto słyszał, i tak nie mógł uwierzyć. Sformułowanie takie, jakby Kosaczow chciał z nim ubić interes. Prawdę mówiąc, kiedy przeczytałem je po raz pierwszy, jego cynizm poraził mnie do tego stopnia, że uznałem to za jakąś kaczkę dziennikarską - ale powtarzało się w rozmaitych relacjach, a Halicki mówił o nim z wyraźnym zachwytem.
  12. Prawdziwym lub domniemanym świadkiem katastrofy niewymienionym przez Rolexa jest Siergiej Wandierow. Na portalach fakt.pl i dziennik.pl można było znaleźć jego relację, która brzmiała następująco:


    Do tragedii tej doszło przed moim domem" - opowiada reporterom "Fakt.pl" Siergiej Wandierow

    Nagle usłyszałem straszny huk. Na zamglonym niebie pojawił się samolot. Samolot jak samolot – pomyślałem. Mieszkając kilkaset metrów od lotniska do takiego widoku można się przyzwyczaić. Jedno mnie jednak zdziwiło – w pewnej chwili ten huk po prostu zamarł.

    Dosłownie na ułamek sekundy nad lasem zawisła grobowa cisza. Odwróciłem głowę i zobaczyłem spadający samolot. Nogi się pode mną ugięły. Po chwili rozległ się okropny huk i wśród drzew pojawiła się łuna ognia.
    Czy polscy prokuratorzy podjęli próbę dotarcia do tego świadka? Czy jego relacja nie jest trudna do pogodzenia z co najmniej kilkoma oficjalnie lansowanymi tezami? Co to znaczy, że "dosłownie na ułamek sekundy nad lasem zawisła grobowa cisza" - samolot nagle stracił ciąg w silnikach? 
  13. Dlaczego "rekonstrukcji" samolotu dokonywano na gołym powietrzu? Jaka jest wartość takiej procedury? Czy w wypadku jakiejkolwiek słynnej katastrofy po podjęciu decyzji o rekonstrukcji prowadzono ją w podobny sposób? Jeśli już na taką "rekonstrukcję" się zdecydowano, dlaczego przynajmniej nie ogrodzono terenu katastrofy, nie mówiąc już o w miarę rzetelnej próbie wyzbierania tego, co z samolotu zostało? Czy taką "rekonstrukcję" należy uznać za próbę zachowania śladów, czy raczej za ich zacieranie?
  14. Dlaczego identyfikacja zwłok pilotów i pozostałych mundurowych trwała najdłużej, pomimo tego,  że właśnie te zwłoki powinny być najłatwiejsze do zidentyfikowania - z uwagi na mundury właśnie? I - nawiasem mówiąc - jak ten osobliwie długi czas  identyfikacji pogodzić z sławetnymi zeznaniami Łosiewa, który miał rzekomo widzieć rozbity kokpit ze zwłokami pilotów przypiętymi pasami?
  15. I czy, jak pytał Stary Wiarus, piloci mieli na twarzach maski tlenowe? 
  16. Czy to prawda, że - jak pisał Jan Pawlicki - Ił-62 "Kościuszko" miał identyczny rejestrator głosowy co prezydencka tutka, a protokół z badań został upubliczniony już dwa tygodnie po tamtym wypadku? Dlaczego przez pierwsze dziesięć dni po katastrofie polscy oficjele zapewniali nas, że odczyty czarnych skrzynek - lub nawet same skrzynki - dostaniemy z Moskwy w ciągu dosłownie kilku dni?
  17. Czy to prawda, że istnieje film z kabiny pilotów? Kto nim dysponuje? Czy w kabinie była zamontowana kamera? Czy ją odnaleziono?
  18. Czy to prawda, że miejsce katastrofy zostało zrównane buldożerami? Były jakieś precedensy o porównywalnym znaczeniu - i to w czasie, kiedy jeszcze toczyło się śledztwo i ciągle znajdowano szczątki samolotu i ofiar?
  19. Czy prawdziwe były doniesienia, że przebieg lotu był nagrywany również przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego? Co dokładnie SKW mogła nagrać? Co się stało z tymi nagraniami?
  20. Oficjalnie informowano o dwóch dodatkowych ciałach znalezionych na miejscu katastrofy. Co się z nimi stało? Zidentyfikowano je w końcu? Dlaczego ten wątek zniknął?
  21. Czy polski rząd uważa za normalne, że prokurator Czajka prowadzący śledztwo ze strony rosyjskiej to ta sama osoba, która z woli Putina nadzorowała śledztwo w sprawach Chodorkowskiego, Politkowskiej i Litwinienki?
  22. Czy prawdą jest, że od trzeciej dekady kwietnia - po powrocie pułkownika Rzepy z Moskwy - polscy prokuratorzy przestali uczestniczyć w przesłuchaniach świadków na miejscu? 
  23. Dlaczego pułkownik Rzepa stanowczo dementował informacje "Dziennika Gazety Prawnej", że:


    W kilkudziesięciu ostatnich sekundach nagrania rejestrator z kokpitu nagrał rosnący szmer z przedziałów pasażerskich. Aż w końcu usłyszeliśmy nieludzki krzyk przerażenia i bólu"
    twierdząc że


    Czarna skrzynka nagrała jedynie dźwięki tła z kokpitu załogi., do którego - jak mówił rzecznik Prokuratury - nie mógł dotrzeć dźwięk z kabiny pasażerskiej. Płk Zbigniew Rzepa dodał, że "w Moskwie pracuje tylko jeden prokurator wojskowy, który nie mógł ujawnić "Dziennikowi Gazecie "Prawnej" tych nieprawdziwych informacji".
    skoro jak wynikało z jego własnego wywiadu dla Bogdana Zalewskiego z RMF FM, to właśnie on był tym prokuratorem, który odsłuchiwał nagrania ze strony polskiej, a jak poinformował minister Miller w maju, z nagrań wynika, że drzwi do kokpitu były otwarte?
  24. Dlaczego na redakcję Gazety Polskiej prokuratura wojskowa nasłała żandarmerię domagając się wydania znalezisk z miejsca katastrofy, jeśli klika dni później ta sama prokuratura (bezskutecznie) domagała się od sądu wojskowego zgody na spalenie tychże jako stanowiących "zagrożenie epidemiologiczne"?
  25. Czy następujący passus z "Gazety Polskiej" oparty jest na faktach? Czy znajdują się w nim jakiekolwiek przekłamania?


    Przypomnijmy, że w 1988 r. na francuskim lotnisku w Habsheim rozbił się podczas pokazowego lotu Airbus A-320 (zginęły trzy osoby) – wprowadzony właśnie do komercyjnego użytku samolot pasażerski, mający zawojować globalny rynek. Pilot, któremu udało się przeżyć, twierdził, że katastrofę spowodowały usterki maszyny, m.in. błędne wskazania wysokościomierza (załoga myślała, że jest znacznie wyżej) i awaria sterów. Z czarnych skrzynek wynikało jednak, iż odpowiedzialność za rozbicie się airbusa ponosi załoga, która leciała zbyt nisko i za późno
    zwiększyła ciąg silników. Taki też był wydźwięk oficjalnego raportu rządowego, którego twórcy za wszelką cenę chcieli zapobiec załamaniu się produkcji i sprzedaży samolotów airbusa (przypomnijmy, że to państwowy koncern). Warto dodać, że według francuskiego prawa obowiązek zabezpieczenia rejestratorów spoczywał bowiem na policji, tymczasem
    przejęła ona skrzynki od urzędników lotnictwa cywilnego... 10 dni po katastrofie.

    Dopiero po niezależnym zbadaniu nośników (oryginałów, a nie kopii!) – dokonanym pod naciskiem tamtejszych zwolenników „teorii spiskowych” – okazało się, że rejestratory feralnego airbusa zostały naruszone (lub wręcz podmienione): brakowało kilka sekund zapisu, a część parametrów (m.in. dane lotu i – uwaga – rozmowy załogi w kokpicie) nie była zsynchronizowana. Czy dlatego premier Putin tak konsekwentnie odmawia wydania nam czarnych skrzynek z prezydenckiego samolotu?
    Jaka z punktu widzenia zachodnich ekspertów jest wartość kopii z czarnych skrzynek sporządzonej po ponad półtora miesiąca laboratoryjnej obróbki tychże?

    Na razie starczy.

Monday 17 May 2010

Dwie prokuratury

Czy ja dobrze słyszę?!

Sąd wojskowy nie zgodził się na żądanie polskich prokuratorów, którzy chcieli, by zniszczono niektóre osobiste rzeczy należące do ofiar katastrofy Tu-154 - dowiedział się portal tvn24.pl.
(...)

Wniosek o wydanie zgody na "zarządzenie zniszczenia" wybranych przedmiotów znalezionych na miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu wpłynął do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie w ubiegłym tygodniu. - Sąd zajął się nim na piątkowym posiedzeniu i wniosek odrzucił - relacjonuje pułkownik Korkus. Jak tłumaczy rzecznik Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, prokuratorzy prowadzący postępowanie powoływali się na artykuł 232a Kodeksu Postępowania Karnego.

W paragrafie 2. mówi on, że sąd może zarządzić zniszczenie w całości lub w części przedmiotów jeśli byłoby to "połączone z niewspółmiernymi kosztami lub stanowiło źródło zagrożenia dla bezpieczeństwa powszechnego". Właśnie na ten drugi argument wskazywali w swoim wniosku prokuratorzy. - Uznaliśmy, że przesłanki z art. 232a w tym przypadku nie zachodzą, pomimo, że do wniosku dołączona była fachowa opinia, która potwierdzała stanowisko o zagrożeniu epidemiologicznym - dodaje pułkownik Korkus.

(...)


- Takiego zagrożenia z całą pewnością nie było. Tym samolotem podróżowały osoby zdrowe, a nie cierpiące na jakieś choroby zakaźne. Nawet gdyby tak zresztą było, to stwarzać zagrożenie epidemiologiczne mogłyby ewentualnie ciała ofiar, a nie ich rzeczy - ocenia w rozmowie z tvn24.pl Dariusz Rudaś, Powiatowy Inspektor Sanitarny m.st. Warszawy.

- Ten przepis służy zapobieżeniu epidemii. Zdumiewa mnie decyzja wojskowych prokuratorów i całkowicie zgadzam się z decyzją sądu - dodaje karnista prof. Piotr Kruszyński.

Czy krewni ofiar wiedzieli o planach śledczych? Ci, z którymi rozmawialiśmy, nie.
- Ja dostałam wprawdzie wiele rzeczy ojca i zgodziłam się na spalenie jego ubrań. Ale ten wniosek jest dla mnie niedopuszczalny i absurdalny - mówi nam Małgorzata Wassermann. Jedną z osób, które od początku domagały się wydania ubrań była Beata Gosiewska, żona byłego wicepremiera i posła PiS.
 


Tym się zajmuje polska prokuratura wojskowa? Niszczeniem śladów pozostałych po katastrofie i potencjalnych dowodów rzeczowych? Z uzasadnieniem tak dyletanckim, że protestuje Powiatowy Inspektor Sanitarny, a ich własny sąd wojskowy wyrzuca je od razu do kosza?

Jaka to zaraza, zdaniem prokuratorów, może wypełznąć z ubrań i rzeczy ofiar?


I to wszystko kilka dni po tym, jak Żandarmeria Wojskowa przyszła do redakcji "Gazety Polskiej" po przedmioty znalezione w Smoleńsku. Teraz wiemy, o co chodziło - żandarmeria zwalczała zagrożenie epidemiologiczne.


Poprzedni szef ABW i prokurator Prokuratory Krajowej kilka dni temu o Krzysztofie Parulskim, naczelnym prokuratorze wojskowym:


Mam najgorsze zdanie o jego kompetencjach. Wiedząc, jakie stosunki tam panują, mogę powiedzieć, że ten człowiek sobie nie poradzi.

Jak widać, prokurator Parulski postanowił udowodnić fałszywość tych słów w sposób wręcz ostentacyjny. Radzi sobie chłopak i myśli o wszystkim - szczególnie o zagrożeniu epidemiologicznym.


********************************************


A dla tych, którzy zapomnieli, kim jest nadzorujący śledztwo po stronie rosyjskiej prokurator Czajka - doskonałe przypomnienie w "Rz".  Stefan Hambura, adwokat z Berlina, przypomina mianowicie, że Jurij Czajka osobiście nadzorował/nadzoruje:


  • kolejne śledztwo w sprawie Michaiła Chodorkowskiego, siedzącego już w kolonii karnej na Syberii. W czasie pierwszego śledztwa był ministrem sprawiedliwości
  • śledztwo w sprawie zabójstwa Anny Politkowskiej
  • śledztwo w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki



Poprzedni szef ABW i prokurator Prokuratory Krajowej kilka dni temu o Juriju Czajce:


Poznałem pana Czajkę i wiele by można powiedzieć, ale że to są przyjaciele Polski, to bym sobie nie pozwolił na takie stwierdzenie.


Jest to, oczywiście, kolejna potwarz prokuratora Święczkowskiego. Człowiek, który z polecenia Putina zajmował się Chodorkowskim, Politkowską i Litwinienką, jest w sprawie Smoleńska właściwą osobą na właściwym miejscu.

Wednesday 12 May 2010

Rząd, embraery i QFE/QNH

Krótki przerywnik humorystyczny. A może nie całkiem humorystyczny.


Jak niektórzy jeszcze pamiętają, przez jakiś czas główną przyczyną smoleńskiej "przykrej sprawy" (dosłowne sformułowanie Słońca Peru z pierwszej konferencji prasowej, zwołanej jedyne 18 dni po fakcie) miał być fakt, że piloci rzekomo pogubili się z przeliczaniem wysokości w metrach wg. QFE na wysokość w stopach wg. QNH i z powrotem. Bo dla nich cyfry to jednak była trudność. Później okazało się, że może jednak po rosyjsku mówili i nawet liczyć umieli, tabelki konwersji QFE na QNH używali rutynowo, szkolili się na JAK-ach, w których pół kokpitu opisane jest cyrylicą, rządowy Tu-154 latał nieraz na zapuszczone lotniska posowieckie, a poza tym jest parę innych metod sprawdzenia wysokości. Do obiegu oficjalnego zaczęto wypuszczać jeszcze barwniejsze wersje, a prawdziwe fajerwerki, zdaje się, dopiero nas czekają - choć już z pilotem-działkowiczem Łosiewem i jego kontrolą zgodności stanu osobowego zdematerializowanej kabiny z listą załogi ustawiono poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko.

Teraz, w każdym razie, zamiast tchórzliwych służbistów i brawurowych szaleńców ze specpułku bezpieczeństwo naszym politykom zapewnią chłodni cywilni profesjonaliści na wydzierżawionych embraerach. Których, co prawda, nikt nie wpuści na żadne lotnisko wojskowe, poradzieckie czy nie. Już więc z tego względu, jak co niektórzy zdążyli zauważyć, przyszli prezydenci i premierzy darują sobie nie tylko lotnicze wycieczki do Katynia (które przez jakiś czas i tak budziłyby dosyć nieswoje uczucia), ale i - powiedzmy - do naszych żołnierzy w Afganistanie, zakładając oczywiście, że będzie jeszcze do kogo jeździć. A nawet do co niektórych amerykańskich baz, ale do takich miejsc pewnie i tak nikt już naszych oficjeli wpuszczać nie będzie. Ani w Stanach, ani w ogóle nigdzie, powiedzmy, na zachód od Renu.

Poza tym, jak się wczoraj dowiedzieliśmy, lotów międzykontynentalnych i transatlantyckich embraerami i tak nie da się wykonywać.

Najpoważniejszą wadą Embraerów 175 jest to, że nie pozwolą one VIP-om na bezpośredni lot przez Atlantyk. Jedynym zdolnym do tego samolotem pozostanie Tu-154, który do lipca będzie w remoncie w rosyjskiej Samarze. Po katastrofie jego bliźniaczego modelu pod Smoleńskiem, wykorzystanie maszyny rodzić też będzie z pewnością wiele wątpliwości. (...) Nominalnie nowe samoloty mogą latać na odległość nieco przekraczającą 3,7 tys. km.

Embraery nie mają certyfikatu na długi lot na jednym silniku w wypadku awarii drugiego, dlatego - mimo teoretycznego zasięgu pozwalającego przelecieć ocean - lot nad Atlantykiem nie będzie mógł zostać wykonany. Nowe samoloty pozwolą jednak na swobodny lot z Warszawy do europejskich stolic.


Ale ten oto protokół, który znalazłem na stronie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (tak, to ci od  Klicha II), wskazuje, że na lotowskich embrearach z ich wykwalifikowanymi pilotami naszym oficjelom lepiej będzie nie latać nawet na najzupełniej normalne wyposażone lotniska cywilne za wschodnią granicą.

Zgadnijcie, z jakiego powodu.


Po rozpatrzeniu w dniu 2 września 2009 r. przedstawionych przez Dział Bezpieczeństwa Lotniczego PLL LOT, wyników badania incydentu lotniczego samolotu EMBRAER 170, znak rozpoznawczy SP-LDD, który wydarzył się w dniu 11 kwietnia 2009 r. podczas podejścia do lądowania na lotnisku SVO (zniżanie do wysokości niezgodnej z zezwoleniem ATC), działając na podstawie ustawy z dnia 3 lipca 2006 r. Prawo lotnicze (Dz. U. z 2006 r., Nr 100, poz. 696 z zm.), Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych przyjmuje ustalenia wyżej wymienionego podmiotu i uznaje, iż:

Przyczyną incydentu lotniczego była:

pomyłka załogi samolotu w przeliczaniu wysokości podawanej w zezwoleniu kontrolera w metrach wg. ciśnienia QFE, na stosowaną w operacjach samolotów PLL LOT SA EMB 170, wysokość w feet wg. ciśnienia QNH, przy wykorzystaniu tabeli konwersji wysokości.

Drogi Bronisławie II, jeśli wygrasz wybory, pomyśl raczej o bilecie okresowym na ekspres Polonez. Czyż to nie będzie najczystsza postać "taniego państwa"? Na razie oszczędności są porażające:

Wiadomo jednak, że w najdroższym wariancie usprawnienia Embraerów kosztowałyby połowę ceny zakupu nowego samolotu. Pewnych parametrów maszyny jednak znacząco poprawić się nie da.


UPDATE: Przeoczony przeze mnie wywiad Dorna w polskatimes.pl sporo wyjaśnia:



To Klich jest czarnym bohaterem?
- Tak. Najważniejsze osoby w państwie mogłyby latać nowymi samolotami, gdyby on nie skręcił tego przetargu.

Co to znaczy: skręcił?
- Założenia do przetargu na samoloty VIP-_-owskie zostały przygotowywane jeszcze za czasów Sikorskiego. Ale gdy szefem MON został Aleksander Szczygło, zorientował się, że specyfikacja jest ustawiona pod konkretny typ samolotów. Pod embraery, tylko ten samolot mógł wygrać.

Kto to ustawił ten przetarg?
- Nie powiem po nazwisku. Ale sam Szczygło powiedział mi: "Te takie, owakie ustawiły przetarg pod embraery". On zlecił przygotowanie nowej specyfikacji przetargowej, która w lutym 2008 r. wylądowała na biurku ministra Klicha. A on tego nigdy nie podpisał.

To były warunki do przeprowadzenia uczciwego przetargu?
- Tak. Klich zaczął kombinować i pojawiły się jego wypowiedzi o pilnej potrzebie zakupienia samolotu w trybie bezprzetargowym. I to znów był powrót do embraera.

To Bogdan Klich jest winny tego, że polska delegacja poleciała do Smoleńska rosyjskim Tu-154?
- Tak. Gdyby nie jego decyzje, prezydent, generałowie, najważniejsze osoby w państwie poleciałyby dwoma, trzema samolotami kupionymi w uczciwym przetargu.

Przecież to czysta demagogia. Zaraz podniosłyby się głosy, że Polski nie stać na taką rozrzutność. Taka była wtedy rzeczywistość.
- A nieprawda, po licznych awariach tutek klimat w opinii publicznej się zmienił. Ponadto pod koniec 2008 r. zaczyna się kryzys finansowy. Co robią firmy produkujące samoloty? Wpadają w panikę, że redukowane są zamówienia na samoloty. Nie wymienię nazwy, bo nie chcę występować w roli lobbysty, ale znam odpowiedź od jednej z firm. Piszą: "Kupujcie, z miejsca dostarczymy samoloty, zapewnimy finansowanie, zapłacicie, kiedy będziecie mogli".

Premier Tusk, nie wyciągając wniosków wobec ministra Klicha, przejmuje część odpowiedzialności politycznej?
- W jakimś sensie tak, bo w tym całym zadziwiającym korowodzie dotyczącym samolotów dla VIP-ów w takim samym stopniu jak minister Klich siedział szef jego kancelarii Tomasz Arabski. A premier o tym wiedział, bo sam go ostrzegłem o tym w maju 2009 r.

Tuesday 11 May 2010

Minister Miller: drzwi były otwarte

Coś przykuło moją uwagę we wczorajszym wywiadzie dzielnego szefa MSWiA dla nieustraszonej GW.

Ale zacznijmy od przypomnienia znanego już dobrze i żarliwie dementowanego  fragmentu z DGP:

Nagrania te przeanalizowali w Moskwie rosyjscy eksperci wraz z wojskowymi prokuratorami z Polski przy udziale członków Komisji Wypadków Lotniczych. Z ich nieoficjalnej relacji wiadomo, że trzech pilotów tuż przed katastrofą zdawało sobie sprawę, że nie uratują już maszyny. Ale rejestrator nagrał też dźwięki dobiegające z pomieszczeń pasażerskich. Tuż za kabiną pilotów znajdowało się pomieszczenie stewardess. Zaraz za nim były trzy saloniki. W pierwszym podróżowała para prezydencka Maria i Lech Kaczyńscy. W dwóch kolejnych m.in. prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, Jerzy Szmajdziński, Krystyna Bochenek, ministrowie z Kancelarii Prezydenta, wojskowi dowódcy.

"W kilkudziesięciu ostatnich sekundach nagrania rejestrator z kokpitu nagrał rosnący szmer z przedziałów pasażerskich. Aż w końcu usłyszeliśmy nieludzki krzyk przerażenia i bólu" - relacjonuje "DGP" jeden z wojskowych prokuratorów.

Jak pamiętamy, błyskawicznie pojawiły się zaprzeczenia:

Nie istnieją nagrania z kabiny pasażerskiej rozbitego Tu-154 - dementuje w rozmowie z TOK FM rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego płk Zbigniew Rzepa. (...) Czarna skrzynka nagrała jedynie dźwięki tła z kokpitu załogi., do którego - jak mówił rzecznik Prokuratury - nie mógł dotrzeć dźwięk z kabiny pasażerskiej. Płk Zbigniew Rzepa dodał, że "w Moskwie pracuje tylko jeden prokurator wojskowy, który nie mógł ujawnić "Dziennikowi Gazecie "Prawnej" tych nieprawdziwych informacji".

DGP próbował wówczas polemizować:

Miało być to dementi naszych wczorajszych informacji. Tyle że my napisaliśmy, że chodzi o nagranie z czarnej skrzynki rejestrującej dialogi w kabinie pilotów. Nasi rozmówcy z prokuratury wojskowej potwierdzają te informacje. Ich zdaniem są tam odgłosy pochodzące z saloników przylegających do kokpitu.

Jednak płk Zbigniew Rzepa, rzecznik NPW, zapewnia, że czarna skrzynka nagrała jedynie dźwięki tła z kokpitu załogi. Tomasz Tuchołka, jeden z nielicznych polskich specjalistów projektujących czarne skrzynki, przekonuje, że rejestrator dźwięku nagrywa rozmowy przez trzy kanały. – Jeden to mikrofon umieszczony w kabinie, a pozostałe podłączone są do słuchawek pilotów i załogi. Mikrofon z kabiny jest tak czuły, że jest w stanie nagrać ciche rozmowy, a także dźwięk uderzenia czy odgłos silników – mówi „DGP” Tuchołka. Czy mogły się na niej nagrać głośne dźwięki z kabiny pasażerskiej? – Jeśli dźwięk był głośny, to możliwe – przyznaje Tuchołka.

ale nikt już tego nie wziął poważnie i sprawa umarła śmiercią naturalną. Teraz nawet kliknięcie w podany wyżej link prowadzi do komunikatu Bad Request: Your browser sent a request that this server could not understand. Tu jest link do cache'a google'a, gdzie jeszcze w momencie pisania tej informacji ostatni z tekstów mozna było znaleźć.

I oto teraz czytam we wspomnianym wywiadzie


Ten głos został już zidentyfikowany.

- Tak, chodziło tylko o potwierdzenie formalne. O przesłuchanie osoby, która do protokołu powie: tak, rozpoznaję, jest to głos tego i tego.

Pana ministra Kazany?

- ...

Jest tylko tych pięć głosów.

- Nie, bo drzwi do kabiny były otwarte i nagrane zostały także głosy z tła. Ale z punktu widzenia ocen przyczyn katastrofy nie ma to znaczenia. Rosjanie to wyłowili z szumu podczas komputerowej analizy fonoskopijnej.

Well.

Jakieś jeszcze pytania?

Czy ktoś mi wyjaśni, czy kłamie prokurator Rzepa, czy minister Miller?

Nie wiem, czy rosnący szmer i nieludzki krzyk było słychać, czy nie. Ale jak zdrowy na umyśle człowiek może pogodzić z powyższym cytatem stwierdzenie, że do rejestratorów nie mógł dotrzeć dźwięk z kabiny pasażerskiej?

Przypomnę, że w rozmowie z Bogdanem Zalewskim z RMF FM 20 kwietnia (przesłuchajcie!), prokurator Rzepa sam powiedział, że to właśnie on uczestniczył ze strony polskiej w przesłuchaniu zapisów ze czarnych skrzynek.

Jeżeli z nagrań faktycznie wynika, że drzwi do kabiny były otwarte, musiał już wtedy o tym wiedzieć.

Sunday 9 May 2010

Jak o zwłoki poległych w II WŚ dba się w Rosji?

Serdecznie dziękuję p. Sowińcowi za inspirację i zachętę.

Chciałbym zacząć od przypomnienia tekstu, jakim GW uczciła rocznicę zakończenia II WŚ cztery lata temu. Zdaje się, że stosunkowo niewiele osób go pamięta - choć udało mi się znaleźć fragmenty podane dwa tygodnie temu na  forum blogmediów przez nielubiegazety2.

Artykuł trzeba przeczytać w całości. Nie sposób wybrać najmocniejszych fragmentów - szkoda niemal każdego akapitu.

Najpierw o niezwykłej krucjacie zwykłego Rosjanina.


Armia Czerwona nie pochowała do dziś 4 mln swych poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Anatolij Skworcow sam "podnosi" i chowa poległych w podmoskiewskim lesie. Do dziś pochował już 4 tys. żołnierzy


Skworcow nie będzie dziś świętował. Pojedzie do lasu, by - jak mówi - "podnosić" żołnierzy poległych tam w dużej bitwie w grudniu 1941 r. (...)

Ten 50-letni cieśla szuka poległych w bitwie pod Kremionkami od kilku dekad. Zaczął chodzić bobrować po lasach w poszukiwaniu broni, amunicji i pamiątek. Ale wszędzie natykał się na czaszki, ludzkie kości. - W grudniu 1941 r. Armia Czerwona zatrzymała tu idące na Moskwę oddziały niemieckie. Wtedy była straszna zima - opowiada. - Mróz do minus 40 stopni, ogromne śniegi. Pod Moskwą ginęły całe dywizje. Ludność cywilna uciekła, zabitych nikt nie chował.
(...)

Skworcow dostał oficjalną zgodę na poszukiwanie szczątków żołnierzy dopiero pod koniec lat 80.: - W 1988 r. z kolegami założyliśmy oddział poszukiwaczy Pamiat. Jeździmy po lasach za własne pieniądze, a kiedy nazbieramy dość ludzkich kości, władze za darmo dają nam trumny.

Pamiat przez 17 lat odnalazła i pochowała 4 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Ale w okolicy Kremionek w grudniu 1941 r. zginęło 10 tys. Rosjan, trzeba więc jeszcze odszukać szczątki 6 tys. żołnierzy - całą dywizję.

- Skąd wiecie, że ci, których chowacie, to Rosjanie, a nie Niemcy? - Z tym nie ma problemu - odpowiada Anatolij. - Niemcy mają metalowe żetony identyfikacyjne. Przy nich jest zawsze mnóstwo rzeczy, nożyki, latarki, zapalniczki, okucia butów, puszki. A nasi nie mają przy sobie nic, rzadko który szedł do walki w butach, większość miała walonki. Tylko raz przy naszym żołnierzu znalazłem małą puszkę konserw. I nasi nie mieli metalowych żetonów, tylko plastikowe pojemniczki, w których powinna być kartka z nazwiskiem żołnierza i jego domowym adresem. Ale tych kartek z reguły w pojemnikach nie ma. Z tych 4 tys., których "podnieśliśmy", zidentyfikowaliśmy tylko 96.

A czy następny fragment nie przypomina Sz. Publiczności relacji z miejsca katastrofy pod Smoleńskiem, które usłyszeliśmy ostatnio np. w Misji Specjalnej?

Skworcow weźmie dziś z sobą, jak zawsze, prawie dwumetrową stalową pikę zakończoną małą nakrętką. - Wbijam ją w miejscach, gdzie jest jakiś dołek, ślad po leju albo okopie. Tam, gdzie w piasku zgniły ludzkie zwłoki, zostaje kilka centymetrów pulchnej ziemi. Tępo zakończona pika przez takie miejsce przechodzi lekko, bez oporu. I tam trzeba kopać - tłumaczy Anatolij.

(...)

W niektórych miejscach ci, co przeżyli, zbierali trupy i wrzucali do lejów czy okopów. Jeśli mieli czas, zwłoki przykrywali gałęziami. W wielu miejscach polegli zostali tam, gdzie zginęli. - Zgnili na ziemi, do dziś wszędzie pod ściółką można znaleźć ludzkie szczątki - mówi Skworcow. - Kiedy jeszcze jako chłopak chodziłem do lasu, żal mi się zrobiło tych żołnierzy. Nam przecież powtarzali w szkole hasło "Niczego i nikogo nie zapomnimy ". A oni tak, na ziemi, bez mogił. Pierwszego człowieka pochowałem, kiedy jeszcze nie miałem dziesięciu lat.

Co o tym mówili eksperci wojskowi i politycy?

Mieliście 60 lat pokoju, dlaczego ich nie pochowaliście? - pytam Wiktora Litowkina, niezależnego eksperta wojskowego w Moskwie. - Były przecież czasy Stalina, Chruszczowa, Breżniewa, było potężne imperium i wielomilionowa armia chlubiąca się zwycięstwem nad Niemcami. Dlaczego nikt nie pozbierał tych kości?

Litowkin nie ukrywa złości: - Bo w naszej armii człowiek nigdy się nie liczył i do dziś się nie liczy! Może zgnić pod płotem i nikt się o niego nie zatroszczy! Mijają kolejne huczne rocznice, przez plac Czerwony maszerują kolejne defilady, dowódcy dekorują się medalami, a 30 km od Kremla leżą po lasach ludzkie szczątki.
(...)

Generałowie przypominają sobie o poległych przed rocznicami i wtedy dużo obiecują. A potem zapominają. I sumienie ich nie gryzie - uważa Ludmiła Aleksiejewa, znana działaczka demokratyczna. - Mój ojciec zginął w 1942 r. pod Rusą, gdzie Niemcy wybili całą naszą II Armię, bo Stalin dał jej obłąkany rozkaz przebicia się do oblężonego Leningradu. I kości tych ludzi do dziś walają się na ziemi. Jak mogę, wspomagam ochotników, którzy szukają szczątków żołnierzy w tamtych lasach. Daję im pieniądze, bo wiem, że jeśli nie oni, to nikt nigdy nie znajdzie mojego ojca.

A skąd się wziął ogólny szacunek 4 milionów niepogrzebanych? Jak się okazuje, to szacunek bardzo, bardzo konserwatywny - z ust "oficjalnych czynników":



Minister obrony Rosji Siergiej Iwanow w wywiadzie dla "Rossijskiej Gaziety" przyznał, że do dziś nie pochowano "nieco mniej niż 4 mln" żołnierzy Armii Czerwonej zabitych w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Dodał jednak z dumą, że w ostatnich latach udało się odszukać i pochować szczątki 47 tys. poległych.

Jak ten szacunek ma się do rzeczywistości?


To wstyd i hańba - przyznaje historyk Jurij Afanasjew. - Ale to nie tylko wynik niedbałości czy lekceważenia jednostki ludzkiej. Stalin celowo pozostawił niepochowane setki tysięcy poległych pod Moskwą, Nowgorodem Wielkim, Sankt Petersburgiem czy Smoleńskiem. Starał się ukryć prawdziwą cenę, jaką zapłacił nasz naród za to zwycięstwo.

Stalin powiedział tuż po wojnie, że ZSRR stracił w niej 7 mln ludzi. - Gdyby po wojnie zbierano zwłoki z pól bitewnych, szybko okazałoby się, że to bezczelne łgarstwo - mówi Afanasjew. - Dopiero Chruszczow, który zdemaskował Stalina, powiedział o 20 mln ofiar. Dziś oficjalnie mówi się u nas o 27 mln zabitych, ale są historycy, którzy obliczają, że wojna w rzeczywistości pochłonęła ponad 40 mln obywateli Związku Radzieckiego.


No, redaktorze Radziwinowicz, wykazaliście się wówczas reakcjonizmem, zoologiczną nienawiścią do Kremla i całkowitym brakiem rewolucyjnej czujności. To przez takich jak wy do dziś króluje nieufność i pokutują rozmaite teorie spiskowe. Jak można było takim tekstem czcić tak sławetną rocznicę?

Ale wróćmy do zwłok poległych w "Wielkiej Ojczyźnianej". Warto przypomnieć, co się działo, kiedy Polska czy Estonia zaczynały się nieśmiało zabierać do demontażu pomników - nie grobów! - sołdatów Krasnoj Armiej:

Dziennik "Kommiersant" napisał, że Polska przystępuje do wojny z pomnikami. Według ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa NATO i UE dopuszczają do profanowania grobów żołnierzy radzieckich. Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych rosyjskiej Dumy Konstantin Kosaczow chce aby polski sejm zrezygnował z ustawy dekomunizacyjnej a zwierzchnik Cerkwi prawosławnej w Rosji, patriarcha Aleksij II ze zgrozą zauważył, że Polska i Estonia obrażają poległych żołnierzy radzieckich.

A co dokładnie w tym samym czasie z pomnikami i grobami robiono pod samą Moskwą? Oto kolejny tekst Radziwinowicza z GW, tym razem z kwietnia 2007:



Gazety moskiewskie od kilku dni próbują wyjaśnić, dlaczego miejscowe władze postanowiły wyrzucić prochy bohaterów z mogiły w podstołecznych Chimkach tuż obok szosy łączącej Moskwę z lotniskami Szeremietiewo I i Szeremietiewo II. 
 Oficjalnie chodzi o to, że w tym miejscu szczególnie intensywnie pracują tirówki, które bez szacunku dla zmarłych zaśmiecają mogiłę - jak to określono w oficjalnym dokumencie - "odpadkami swej działalności". Wyrzucić ich stamtąd się nie da, bo tuż obok jest posterunek milicji, która, jak ironizuje Radio Echo Moskwy, "kryszuje" tirówki, czyli za pieniądze zapewnia im ochronę.

Mieszkańcy Chimek nie wierzą ani w opowieści o prostytutkach, ani w obietnice miejscowych urzędników poszerzenia trasy o całe 100 metrów, które dziś dzielą ją od mogiły. Zdaniem Anatolija Baranowa, który namawiał sąsiadów do udziału w proteście przeciw rozkopywaniu grobu, władze wyciągają ręce po zajętą przez mogiłę cenną przydrożną działkę. Chcą tam zbudować biurowiec.

- Mam dokument, który potwierdza, że chodzi właśnie o to - zapewnia Baranow.

Protesty mieszkańców Chimek nic nie dały i pod koniec ubiegłego tygodnia mogiłę lotników rozryła koparka. Znalezione kości robotnicy wrzucili do plastikowego worka.

Kiedy telewizje rosyjskie we wszystkich serwisach informacyjnych mówiły o "świętokradczym znieważeniu" pomnika żołnierza radzieckiego w Tallinie, reporterzy gazety "Nowe Izwiestia" próbowali ustalić, co się stało ze szczątkami lotników z Chimek. Jak się okazało, część kości robotnicy zostawili w ziemi na miejscu, gdzie była rozkopana mogiła.

Gdzie jest reszta, nie wiadomo. Aleksander Daniłowski, rzecznik administracji Chimek, zapewnił dziennikarzy, że zostały one z pietyzmem przewiezione i przekazane do kostnicy w pobliskiej Schodni. Pracownicy kostnicy z kolei przysięgali, że szczątków lotników nikt im nie przywoził. A robotnicy, którzy przy rozkopanej mogile pakowali kości do worka, z reporterami rozmawiać nie chcieli.

Tłumaczyć się natomiast będzie sześciu młodych aktywistów partii komunistycznej - milicja aresztowała ich za udział w akcji protestacyjnej.

- W Chimkach na pociąg odprowadzali nas miejscowi. Jako eskorta, bo ktoś ostrzegł, że tutejsza milicja spróbuje nas aresztować. A milicjanci przyszli po nas dopiero w pociągu. Bez wyjaśnień bili nas w wagonie. Najbardziej oberwało się 15-letniej Maszy Koljadzie, która nieprzytomna, ze wstrząsem mózgu trafiła do szpitala - opowiadał dziennikarzom Paweł Tarasow, który po biciu w pociągu ma kontuzję kręgosłupa.

Koljada, Tarasow i czterej ich koledzy mają w najbliższą środę stanąć przed sądem oskarżeni o udział w nielegalnej demonstracji, zakłócenie porządku publicznego i czynny opór stawiany przedstawicielom władzy.

Zarówno w Tallinie, jak i w Krakowie, kiedy likwidowano pomniki okupacji, szczątki żołnierzy przeniesiono starannie na cmentarz wojskowy.

Kiedy jeszcze mieszkałem w Polsce i bywałem na krakowskich Rakowicach 1/2 listopada, zawsze widziałem świeczki na grobach krasnoarmiejców na przyległym cmentarzu wojskowym. Sam też tam wtedy chadzałem.

Teraz proszę przeczytać raz jeszcze sławetny apel sprzed kilku dni. I ocenić samodzielnie alarm o rzekomym braku szacunku dla grobów Czerwonej Niezwyciężonej w Polsce.

Jedynym nieprzyjemnym zaskoczeniem było dla mnie nazwisko Dutkiewicza. W pozostałych wypadkach nie mogłem mówić o utracie szacunku, bo nie bardzo miałem co tracić.

Saturday 8 May 2010

Co Miedwiediew naprawdę powiedział o odpowiedzialności za zbrodnie?

Tuż przed defiladą moskiewską wszystkie ważniejsze dzienniki - od GW do Rzepki - poinformowały za PAP, że Miedwiediew nawiązując do Katynia i innych zbrodniach komunistycznych powiedział rzekomo:

Jeśli dzisiaj przymkniemy oczy na te zbrodnie, to w przyszłości takie zbrodnie mogą się powtórzyć - tak czy owak, w tej czy innej formie, w różnych krajach. Dlatego, choć brzmi to ostro, dla takich zbrodni rzeczywiście nie ma terminu przedawnienia. Ci, którzy je popełnili, powinni ponieść odpowiedzialność, niezależnie od tego, ile mają dzisiaj lat

Oto jak wygląda cała wiadomość w organie Michnika. Przytaczam news w całości, żeby nie było żadnych wątpliwości, w jakim kontekście próbuje się ten cytat umiejscowić:



"Katyń to przykład fałszowania historii", "Reżimu, jaki panował w ZSRR nie można określić inaczej, niż jako totalitarnego". "Ci, którzy je popełnili, powinni ponieść odpowiedzialność, niezależnie od tego, ile mają dzisiaj lat". To wypowiedzi prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa z wywiadu zamieszczonego w piątkowym wydaniu dziennika "Izwiestija".


Prezydent Rosji określił mord w Katyniu mianem "bardzo mrocznej stronicy (historii)". "Przy czym - jest to mroczna stronica, na której temat nie było prawdy. Do dzisiaj - sprawdziłem to - ludzie z pełną powagą prowadzą dyskusję na temat tego, kto podejmował decyzję o kaźni polskich oficerów" - powiedział.

Według Miedwiediewa, dzieje się tak, gdyż "temat ten był prezentowany z absolutnie fałszywych pozycji". "Jest to właśnie przypadek fałszowania historii. Fałszowania historii dopuszczają się nie tylko ci, którzy mieszkają za granicą. Sami też dopuszczaliśmy do fałszowania historii" - podkreślił.

"Prawda w końcu powinna zostać przedstawiona naszym ludziom i zagranicznym obywatelom, którzy są tym zainteresowani" - oznajmił gospodarz Kremla.

"ZSRR - reżim totalitarny"

Miedwiediew powiedział też że reżimu, jaki panował w ZSRR nie można określić inaczej, niż jako totalitarny. "Niestety, był to reżim, przy którym tłumiono elementarne prawa i swobody. I nie tylko wobec własnych ludzi" - powiedział rosyjski prezydent.

- Tak było również w innych krajach socjalistycznych. Nie da się tego wykreślić z historii - podkreślił Miedwiediew.

Bez przedawnienia zbrodni

- Jeśli dzisiaj przymkniemy oczy na te zbrodnie, to w przyszłości takie zbrodnie mogą się powtórzyć - tak czy owak, w tej czy innej formie, w różnych krajach. Dlatego, choć brzmi to ostro, dla takich zbrodni rzeczywiście nie ma terminu przedawnienia. Ci, którzy je popełnili, powinni ponieść odpowiedzialność, niezależnie od tego, ile mają dzisiaj lat - powiedział Miedwiediew w wywiadzie.

- Dla takich zbrodni nie ma terminu przedawnienia - bez względu na to, kto się ich dopuścił. Jest to kwestia naszej moralnej odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń - oznajmił.

Konia z rzędem temu, kto pofatygował się do oryginału na izvestia.ru i sprawdził, o jakich zbrodniach Miedwiediew mówił naprawdę. Przytaczam cytat w całości. Kto słabo mówi po rosyjsku, niech posłuży się Google Translate albo Babelfish:

и: События в Прибалтике, на Украине, в Грузии говорят о том, что там история Второй мировой войны трактуется в угоду чьим-то политическим интересам. Однако нельзя не считаться с исторической памятью народов. Она всё-таки разная. Что надо делать, чтобы о погибших в борьбе с нацизмом повсюду вспоминали с благодарностью?

Медведев: Конечно, у каждой страны своя история. И бессмысленно говорить, что, скажем, события послевоенного периода принесли всем освобождённым странам только благоденствие. Однако здесь есть некое лукавство. Мы должны понимать: если бы Советский Союз вместе с другими странами антигитлеровской коалиции не освободил Европу, Европа была бы другой. Скорее всего это был бы большой концентрационный лагерь, который работал бы только на одно государство. Большинства людей, живущих сегодня в Европе, просто не было бы на свете. Я об этом недавно говорил,
когда мы вместе с нашими коллегами из Словакии отмечали День освобождения. Но, с другой стороны, события послевоенного периода - это уже иная часть истории, она абсолютно идеологизирована, и понятно, что Советский Союз как государство преследовал свои цели. Советский Союз был очень сложным государством. Если говорить прямо, тот режим, который сложился в СССР, иначе как тоталитарным назвать нельзя. К сожалению, это был режим, при котором подавлялись элементарные права и свободы. И не только применительно к своим людям (часть из которых после войны, будучи
победителями, переехала в лагеря). Так было и в других странах соцлагеря тоже. И, конечно, из истории это не вычеркнуть.

Но в том-то и заключается искусство историка, с одной стороны, а с другой стороны, здравомыслие обычного человека, чтобы отделить миссию Красной Армии и Советского государства в период войны от того, что происходило потом. Да, в жизни это очень сложно разделяется, но это необходимо сделать, чтобы ещё раз подчеркнуть: если бы не роль Красной Армии, если бы не колоссальная жертва, которую принёс на алтарь войны советский народ, Европа была бы другой. Современной, благополучной, процветающей, богатой, хорошо развивающейся Европы не было бы - это совершенно очевидно. И я думаю, что нужно быть глухим, чтобы не слышать этих доводов.

Думаю, что здесь нам нужно просто, не стесняясь, об этом рассказывать, не стесняясь, возвращаться к событиям того периода, говорить об этом на самых разных площадках: и в нашей стране, и у наших соседей - в государствах Европы, и с трибуны Организации Объединённых Наций, и просто во время всякого рода встреч, диспутов. Не надо стесняться рассказывать правду о войне - ту правду, которую мы так выстрадали. Я думаю, это будет честнее и правдивее всего.

Вы упомянули несколько стран, в которых происходит героизация нацистских преступников. Это очень печально. Да, конечно, никто не идеализирует роль Советского Союза в послевоенный период. Но ни в коем случае нельзя называть палачей жертвами. Те, кто ставит на одну доску роль Красной
Армии и роль фашистских захватчиков, совершают моральное преступление.

Хочу подчеркнуть, что немцы в этом смысле ведут себя гораздо более достойно, чем, скажем, некоторые представители прибалтийских государств, хотя для них это очень болезненная тема. С другой стороны, есть неотменённые послевоенные (и я уверен, они никогда не будут отменены) решения, включая решения Нюрнбергского суда. Именно там преступления нацистов были квалифицированы как преступления против человечности. Эти преступления не подлежат сроку давности, и за них ответственность должна наступать бессрочно.

и: После недавних громких процессов над нацистами в Европе в обществе возникла дискуссия - стоит ли судить дряхлых стариков? Не настала ли пора простить всех, кто ещё жив, даже нацистских преступников, чтобы то страшное время наконец окончательно ушло в прошлое?

Медведев: Вы имеете в виду те преступления, за которые судят небезызвестного Демьянюка? Но дело не в конкретных фамилиях. Такие преступления не подлежат сроку давности, о ком бы мы ни говорили. Это вопрос нашей моральной ответственности перед будущими поколениями, и, если мы сейчас закроем глаза на эти преступления, в будущем такие преступления могут повториться - так или иначе, в той или иной форме, в разных государствах. Поэтому, может быть, всё это звучит жестко, но эти преступления действительно не знают срока давности, и те, кто их совершил, должны понести ответственность, сколько бы им лет ни было.

Niespodzianka, prawda?

A poza tym polecam lekturę wywiadu w całości. Jest tam więcej takich fragmentów, które zupełnie zmieniają jego znaczenie. Co poniektóre brzmią, powiedziałbym, dosyć złowieszczo.

defiladowa muzyka zwycięska

Jeden z postępowych polskich poetów, wicedyrektor biura prasowego wrocławskiego Kongresu w Obronie Pokoju w 1948 roku, laureat Państwowej Nagrody Artystycznej z 1950 roku i współpracownik polskiego wywiadu wojskowego w Berlinie zainspirowany wspólną wyprawą postępowych polskich mężów stanu na moskiewskie obchody przesławnego tryumfu nad nazizmem przesłał nam napisany specjalnie na tę okazję okolicznościowy wiersz.
 

Dwie Ojczyzny

To twoja wolność - śmierdzący samogon
i byle dziwka w trykotowej bieliźnie,
a moja wolność - czysty nieba ogrom.
Dlatego mamy dwie różne Ojczyzny.

Tobie Ojczyzną - transakcja giełdowa
i wory mąki schowane po kryjomu,
a mnie Ojczyzną - komora gazowa
i oświęcimski płomień.

Tobie Ojczyzną - tryumfalny łuk,
defiladowa muzyka zwycięska,
a mnie Ojczyzną - parszywy grób
w lasku pod Smoleńskiem!


Tobie Ojczyzną - spokojny kąt
i kark, który posłusznie się gnie,
a mnie Ojczyzną - spalony dom
i rejestracja w NKWD.