Sunday, 3 October 2010

Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie

15 września 2010 J.P., wódz Ruchu Poparcia J. P. (będziemy - ot tak, dla przekory - nazywać go tutaj Arturem Ui albo polskim Władimirem Żyrinowskim) opublikował na swoim blogu wpis pt. "Choinka". Wpis składa się w całości z komiksu niejakiego R. Dąbrowskiego pt. - uwaga! - "Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie".  Jakaś część blogosfery dowiedziała się o tym arcydziele za sprawą bloga Toyaha. Dla tych z Państwa, których ta wieść ominęła (a dlaczego?), krótkie streszczenie. Wrażliwszych przepraszam za to, co za chwilę nastąpi. Zaręczam, że - tak jak we wpisie nt. konferencji prasowej pułkownika Szeląga - ani trochę nie przesadzam i nie koloryzuję. Kto chce, może sprawdzić na własne ryzyko. Komiks, zaznaczam, pochodzi z tego roku.

Jest Wigilia w roku 2014. W Pałacu Prezydenckim siedzą dwaj bliźniacy: jeden jest Prezydentem, drugi Naczelnikiem Państwa. Siedzą, obżerają się ciasteczkami, i  prowadzą radosną rozmową na temat rozkoszy "mlaskania", "chrapania", "bekania" i "pierdzenia". Tak właśnie - zdaniem rysownika i samego J.P. vel Artura Ui - musieli spędzać Wigilię bracia Kaczyńscy, kiedy jeszcze żył Lech.  W komiksie dotrwali do 2014 roku, zgnębiony naród pisze ukradkiem na lwach przed Pałacem "HWDP" i "HUJE", a oni śmieją się z ustami napchanymi ciasteczkami i wspominają, jak to cudem wychodzili ze wszelakich opresji.

Najgorszą było "drugie powstanie warszawskie". Tu straszliwym bliźniakom na moment rzedną miny i zaczynają w bardzo komiczny sposób płakać i załamywać ręce. Widzimy w retrospekcji radosną młodzież, na moment wyzwoloną z lęku przed opresją, w koszulkach "Wolność Liberte" oraz "Kill PiZ". Wśród śmiechu, okrzyków "Śmierć świniom reżymu" i "Kaczyzm nie przejdzie" oraz śpiewów "Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój" i "Niech żyje powstanie!" , "Beatka Klempa" jest "gwałcona młotem pneumatycznym i żywcem spalona przed Syrenką", "Przemuś Gosiowski" zostaje "powieszony na jelitach", "Krzysio Putura" - "utopiony w sedesie w Łazienkach", a "Zbysiunio Zioberko" jest "wleczony przez całą Warszawę samochodem", "okładany kijami" i wreszcie "zrzucony nago z Pałacu Kultury". Ten ostatni akt nazywa się "Awangardowym hepeningiem rewolucyjnym" i dokonany jest przez "lewactwo z Krytyki Politycznej". Kolejne ofiary wrzeszczą bardzo groteskowo "NIEEE! Bulg, bulg, bulg..." oraz "AAAA!", a bliźniacy wspominając to wszystko, ryczą nieskładnie "Boże! Kwiat narodu!", "Chlip - zdziczenie kompletne" i raz jeszcze "Boże! Boże!". Beczka śmiechu po prostu.

Jak się okazuje jednak, ten czyn nie przyniósł krajowi wymarzonej wolności. Powstanie zostaje stłumione przez krwiożerczych "gruzińskich komandosów", którzy dokonują masakry na Woli, oraz przez "gazdową falangę Goralenvolk", (widzimy tutaj religijną dzicz, szczerzącą straszliwe paszcze i wymachującą ciupagami) za sprawą których "krew liberałów spływa Alejami Jerozolimskimi", a na Czerskiej odbywają się "pogromy". Resztę krwiożerczy bracia "powywieszali na Marszałkowskiej". Nie ciesz się jednak, reakcjo, która właśnie klaszczesz na "Szczygłosia" czołgającego się po dywanie z kolejną miską ciasteczek w zębach. Oto po dachu skrada się już Rewolucyjny Nadczłowiek  z obłąkańczym uśmiechem i wrzuca przez okno do pokoju ładunek wybuchowy. Żarłoczni bliźniacy myślą, że to kolejna porcja ciasteczek, rzucają się łapczywie i giną przy akompaniamencie głośnego "ROZPIERDUT". Następnego dnia Rewolucyjny Nadczłowiek szczerzy się w tym samym obłąkańczym uśmiechu czytając w "Rzepiepospolitej" "TRAGEDIA! Prezydent i Naczelnik Państwa podstępnie zamordowani w zamachu!". Komiks kończy się podpisem "HAPPY END".




Nie jest to zresztą jedyny komiks tego rysownika, który polski Władimir Żyrinowski umieścił na swoim blogu we wrześniu. Kilka dni wcześniej umieścił tamże "Finał trwania Papy Rydza", gdzie ten sam Rewolucyjny Nadczłowiek w towarzystwie Rewolucyjnej Nadkobiety (oboje cały czas szczerząc się jak wariaci) dokonują masakry w siedzibie "Radia Mapysk" wrzeszcząc "Z drogi, pachołki kleroligarchii". Widzimy kule eksplodujące z głośnym "DU DU DU" i "PLOK PLOK PLOK" w ciałach księży, zakonników, ochroniarzy i goszczących w studiu polityków. Ofiary wrzeszczą przezabawnie: "Maryjo - gdzie Ty?", "KHE", "ALA-rgh", "Umieram - księdza...", "No i dostałem za swoje", "E-ee...", podczas gdy rewolucyjny Nadczłowiek pędzi rycząc "Z DROGI!! - Mówię!" oraz "Przepraszam - JA DO BOSA! Ha, ha, ha..." (chodzi chyba o "BOSSA", ale nie oczekujmy za dużo od ulubionego rysownika komiksów Janusza Palikota - może zresztą bohater planuje jedynie zzuć obuwie?) i ładując kolejne serie na prawo i lewo.  Dociera wreszcie do studia, gdzie "Papa Rydz" siedzi jak zawsze otumaniając masy i ze spluwą w ręku informuje pomiot klerykalny, że jest na "czarnej liście" "Podziemnego Komitetu Rewolucyjnego". "Likwidacja znanego przedstawiciela bogatej burżuazji będzie tak zwaną akcją przykładową". Zakonnik usiłuje się pokracznie odpędzić od złego krzyżem, ale ten zostaje przez Rewolucyjnego Nadczłowieka heroicznie rozwalony serią z karabinu. Zaplutemu karłowi reakcji zostaje już tylko błaganie "może chcesz mieć swój program w moim radiu albo dwa?" i wtedy rewolucyjny Nadczłowiek łamie mu kark z rykiem "Próba przekupstwa?! Jak śmiesz - łajno!". "O Boże! Nie mogę się ruszyć" rzęzi "Papa Rydz". "To dobrze się składa" - odpowiada mu Rewolucyjny Nadczłowiek -  "bo pomyślałem sobie, że zastrzelić cię to za mało - zasłużyłeś na coś dłuższego.  W tym celu wziąłem butelkę kwasu solnego, rurkę i lejek. Dlaczego? Już wyjaśniam.  Otóż najpierw oblewamy same usta, żeby otworzył je grymas potwornego bólu [BULT BULT AA!] następnie w wypalony otwór gębowy wsuwamy rurkę aż do samego żołądka, jak przy gastroskopii, o tak [PSSS RGH... ARH...]  po czym przez lejek wlewamy kwas do rurki, którą spływa on bezpośrednio do żołądka i tam robi swoje, he he... [BUL BUL AEAA! MYAA... AE]  a my tymczasem opuszczamy strefę zajścia, by oszczędzić uszy i odwiedzić kolejnych na liście [AAARGH! AAAEE!]".





To są treści, które Arturo Ui polskiej polityki umieścił na blogu przed Kongresem Ruchu Swojego Poparcia. Zresztą bezpośrednio po komiksami można było zgłosić swój akces do uczestnictwa w tymże kongresie. Kilka innych wybranych wpisów z tego samego miesiąca:

6 września: "Trupem w Jasną Górę" - "Tak!!! Na Jasnej Górze, w sercu polskiego katolicyzmu! Lech Kaczyński, który - jak wszystko na to wskazuje – jest współodpowiedzialny za śmierć i katastrofę - zbezcześcił to święte miejsce."



9 września: "Jarosław Kaczyński umiera. Chce się znaleźć tam gdzie jego brat – pod ziemią, w trumnie, obok ukochanego „tego drugiego”. W PiS-ie trwa dramatyczna walka o to kto będzie szefem. Różne grupy grają na Jarosławie jak na dudach, jak na instrumencie. Wydmuchując nim tego czy tamtą z partii, aby przejąć władzę po pogrzebie szefa.


11 września: "Jarosław Kaczyński dąży do przelania krwi. Jeśli nie powstanie pomnik przed pałacem prezydenckim, a sam pałac nie przemieni się w coś w rodzaju mauzoleum, to będzie tak długo i konsekwentnie podnosił emocje, że wreszcie ktoś  nie wytrzyma. Trupy nie chcą odejść i zżerają żywych."

 18 września: "Jeszcze jeden pogrzeb Lecha" - "Lech Kaczyński umiera jeszcze raz! Tym razem w pamięci Polaków. Nigdy raz się nie umiera i nigdy tak jak myśli ten co kona."

 29 września: "Napiwszy się do syta krwi własnego brata - przez wszystkie minione miesiące kampanii prezydenckiej i w okresie po kampanii - wampir Jarosław Kaczyński pojechał w ostatni poniedziałek do Wilkowa na Lubelszczyźnie, aby dalej opijać się ludzkim nieszczęściem i płaczem."


A może zabawimy się w przypominanie wcześniejszych  wypowiedzi w rodzaju tych o "zastrzeleniu  Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszeniu i wystawieniu skóry na sprzedaż w Europie" albo  o tym, że obecny rok będzie "naprawdę dobry", jeśli przed jego końcem i  Jarosław Kaczyński będzie "rozmawiał z siłami ostateczności"? Zwłaszcza ten ostatni (wpis z 14 sierpnia, pod tytułem - uwaga! - "Nadzieja") - był zupełnie wprost i pozbawiony ogródek.

Ale te komiksy stanowią nową jakość chyba nawet na tle tych wszystkich cytatów. I pozbawiają je wszelkich niejednoznaczności,  jeśli o jakichś dwuznacznościach można było w ogóle wcześniej mówić. W związku z tym zaciekawiło mnie: co o nich sądzą intelektualiści, tytani sztuki i pióra popierający Artura Ui? Rzecz jasna, nie zaliczam do nich Dominika Tarasa, Kuby Wojewódzkiego, Kory Jackowskiej z partnerem, Henryki Krzywonos, Manueli Gretkowskiej czy nawet Kazimierza Kutza. Mnie chodziło o tych z najwyższej półki.

Co o nich powiedziałaby noblistka, autorka wiersza "Nienawiść", która ponoć Palikotowi wysłała "okrężną drogą" SMS-a "Uwielbiam Pana"?

Co powiedziałby pisarz Eustachy Rylski, który zasłynął wyznaniem, że Arturo Ui mówi publicznie to, co pisarz Rylski myśli? (lecz najwyraźniej sam wypowiedzieć nie jest w stanie - osobliwe wyznanie jak na zawodowego pisarza)


Co powiedziałby filozof Cezary Wodziński, który na Kongres Poparcia Polskiego Żyrinowskiego specjalnie napisał książkę "Kapłana błaznem"?

Co powiedzieliby Mariusz Treliński, Janusz Głowacki i Józef Hen, których poparciem polski Arturo Ui również się publicznie chwalił?

Otóż, proszę Państwa, los mi sprzyjał. Jeden ze specjalnych gości Kongresu jest bowiem (pół)-blogerem salonu24. Jest nim Andrzej Celiński, były minister kultury RP, człowiek niezwykle czuły na punkcie chamstwa - przynajmniej tego skierowanego pod własnym adresem, prawdziwego czy urojonego. Oto niepełna lista pochwał, które minister kultury pod adresem Artura Ui wygłosił:


...skądinąd świetny...


...Co z odświerzaniem? [sic] Tylko Palikot z jego pieniędzmi? Akurat on wspaniały, nie musi, nie dla prywaty.

...jest otwarty, nienadęty, komunikatywny, zadowolony ze swojego życia, oczytany. Trochę paw i egocentryk. Lubi siebie trochę ponad miarę, ale to, co w nim fajne przeważa zdecydowanie jego śmiesznostki. I najważniejsze - on nie jest przyklejony do tej lub innej politycznej siuchty, stać go na odmienność i to wcale nie tylko w materialnym wymiarze. Jest człowiekiem wolnym. Tak, jak ja, więc dlaczego miałbym go nie lubić?

...Powiedzieć, że Palikot jest niegłupi, to nie jest najmądrzejsza opinia o nim. On naprawdę mnóstwo czyta, to nie jest poza ale rzeczywistość. Jest licencjonowanym filozofem, ma prawdziwe zainteresowania, zgłębia sens istnienia. Nie wiedzę w polityce tłumu konkurentów dla niego, jak idzie o intelektualne zainteresowania.


...Ja lubię patrzeć na Palikota, tak jak na: Frasyniuka, Mazowieckiego, Osiatyńskiego (Jerzego, oczywiście). Ponieważ nie jestem, w tej dziedzinie, nowoczesny ani nazbyt lewicowy, nieczęsto jakiś mężczyzna fizycznie mi się podoba. On akurat mi się podoba. Po raz pierwszy go dostrzegłem, pośród innych ludzi, właśnie ze względu na te jego cechę.

...Palikot pokazuje, oświetla, nagłaśnia pewne polskie problemy, które uznaje za istotne i wokół których pragnie wywołać publiczna debatę. Te problemy i ja uznaję za ważne dla naszej przyszłości.


...On może trochę powietrza wpuścić w tę zatęchłą, paździerzowatą polską politykę.

...On chce rozwalić ten mur, którym establishmentowi politycy szczelnie się otoczyli. W tym mu kibicuję. A może i coś wiecej niż kibicuję. 



Ma się rozumieć, po lekturze bloga polskiego Żyrinowskiego wszystkie te wypowiedzi nabrały dla mnie dosyć osobliwego znaczenia. Uznałem, że najlepiej będzie napisać wprost. Podałem linki do obu komiksów byłemu ministrowi kultury RP i zapytałem, co o umieszczeniu ich na blogu Artura Ui sądzi. Zapytałem go też o najsłynniejsze wyczyny innych gości Kongresowej - w szczególności Dominika Tarasa i Kuby Wojewódzkiego. A także o dystrybucji w Sali Kongresowej "Faktów i Mitów". I odpowiedź na te dodatkowe pytania okazała się znacznie łatwiejsza niż na pytanie o komiksy.


Najprościej było z Wojewódzkim. Były minister kultury RP odpowiedział, że "ceni i szanuje" faceta, który zasłynął wspólnym z Markiem Raczkowskim wsadzeniem flagi polskiej w psie odchody. Prosto i jasno.


W sprawie "Faktów i Mitów" poseł błysnął już kreatywnością - zasugerował, że dystrybuowano je bez wiedzy i zgody gospodarza. Być może w takim razie i te komiksy Arturowi Ui bez jego wiedzy i zgody na blog wrzucono.


W sprawie Dominika Tarasa zaczęły się zawijasy: były minister kultury najpierw twierdził, że go "nie zna", ale póżniej jednak przypomniał sobie, że był taki jeden w Kongresowej i że "nic do niego nie ma". "Myślę, że dobrze zrobił odsłaniając to, co dla mnie było prymitywną i zawstydzającą hucpą, na Krakowskim Przedmieściu, pod tzw. krzyżem". Do tej pory słyszeliśmy o "tzw. obrońcach krzyża", ale na pisanie o "tzw. krzyżu" nie zdobyły się chyba nawet ani GW, ani gazety PRL. Konsekwentnie należy chyba więc pisać o "tzw. obrońcach tzw. krzyża".

Ale dopiero wydostanie z blogera Celińskiego oceny dokonań blogera Palikota z tymi dwoma komiksami na czele okazało się prawdziwym polowaniem na węgorza. Najpierw usłyszałem:

"Nie czytałem blogu Palikota, a i teraz nie mam czsau go otworzyć. "

Później:

"Oczywoiście, w końcu, wejde na te strony. Szczerze - pracuję teraz nad książką, takim akordem na zakończenie, i każda chwila poświęcona czemu innemu jest bolesna."

(co jednak nie przeszkodziło mu wpisać tego samego dnia kilkudziesięciu komentarzy na własnym blogu)

W międzyczasie zdążył odpowiedzieć innemu komentatorowi, ze w wypowiedziach Palikota budzenia nienawiści nie widzi.

I dopiero kiedy wreszcie opisałem  pokrótce zawartość tych komiksów, a zniecierpliwiona Voit (rozmówczyni posła Celińskiego i współgospodarz bloga) odpowiedziała mi, że jej zdaniem i i Palikot, i Taras, i Wojewódzki przekroczyli niektórymi działaniami "cienką granicę między chamstwem a polemiką", były minister kultury RP otwarcie zaprotestował.


"Nie przekroczyli. Nie ma adresów do bliskich. To najważniejsze. Nie ma chamstwa, to też istotne."


I po takim wyjaśnieniu daruję sobie już pisanie listów z pytaniami do Szymborskiej, Rylskiego, Wodzińskiego, Głowackiego, Hena, Krzywonos i Teatru Ósmego Dnia.

PS. Tradycyjne polecanki z "Naszego Dziennika". Dziś, aby pozostać w temacie: wywiad z weekendowego wydania z profesorem Legutką. A także wywiad o pracy księży na Sycylii.

No comments:

Post a Comment