Monday, 30 August 2010

To i ja o rocznicy Sierpnia

Skoro już raz otwarłem książkę Dorna, żeby znaleźć w niej aktualne motto na bloga (patrz po prawej), to znalazłem w niej idealny cytat dla wszystkich gęgaczy, komentatorów i mędrków, którzy od kilku dni załamują ręce, wytężają swe niezwykłe mózgi i nie mogą się nadziwić, że znowu razem nie świętujemy, że nastroju nie ma, że dziedzictwo "S" nie jest szanowane. Cóż to, ach cóż to się stało? Jak mogło do tego dojść? Któż to zawinił, czy to ten przebrzydły Kaczyński tak nas znów podzielił, czy taki charakter narodowy po prostu mamy?

Podkreślenia moje.


A.Ł., A.R.: Dlaczego Polacy nie potrafią współpracować ze sobą przy wielkich projektach, z których korzystają wszyscy?

L.D.: Przyczyną jest brak wewnętrznej więzi , poczucia bezpieczeństwa i sensu. A to z kolei wynika ze zbagatelizowania przez rządzącą elitę największego zasobu społeczno-moralno-kulturowego, jakim dysponowaliśmy: Solidarności. Kolejne rządy traktowały związek zawodowy jako zło konieczne. Tysiąc procent racji miał prezydent Lech Kaczyński, kiedy powiedział, że Balcerowicz nie zrealizowałby swojego planu gdyby nie zaangażowanie związku zawodowego Solidarność. Związkowcy z krzywymi minami, bez entuzjazmu, ale ochronili bolesne reformy. Tak samo było z czterema reformami rządu Buzka. I Solidarność za to poparcie zapłaciła. Podobnej ceny nie zapłacili  Balcerowicz, Mazowiecki, Buzek. Ich pozycja - w kategoriach prestiżu i pamięci historycznej - jest dzisiaj bardzo silna. Pozycja Solidarności bardzo słaba.

(...)

W 2005 Leszek Balcerowicz został uhonorowany najwyższym polskim odznaczeniem: Orderem Orła Białego. (...) Ale gdzie są ordery dla szefów komisji zakładowych Solidarności? To byłoby docenienie rzeszy ludzi nie tylko za Solidarność i stan wojenny, ale także za lata dziewięćdziesiąte. Tu chodzi o takich zwykłych członków NSZZ Solidarność, którzy bardzo dużą osobistą cenę zapłacili za przemiany. Likwidacja państwowych zakładów dotknęła właśnie ich. Gdyby oni lub ich koledzy dostali te odznaczenia, może odzyskaliby poczucie dumy i sprawstwa. Ich dzieci i wnuki wiedziałyby, czego w najnowszej historii dokonał ojciec czy dziadek. A tak to tylko mięso armatnie z tych ludzi zrobiono, nie wciągając ich do budowy wspólnego państwa.

(...)

A. Ł., A. R.: O godność bezimiennych robotników apelował na początku lat dziewięćdziesiątych papież Jan Paweł II. Nikt go nie chciał słuchać.
L.D.: Stało się tak, bo środowiska opiniotwórcze, zakorzenione we władzy - jak środowisko "Gazety Wyborczej" - promowały aksjologiczną pustkę. Polakom spodobała się ta pustka. Może dlatego, że przygnieceni spadkiem dochodów realnych schronili się w prywatność, zabiegając o egzystencję własnych rodzin.

Dedykuję te słowa polskiemu premierowi - "koledze związkowców" - który dopytuje się zadziwiony, cóż się stało z pozostałymi 9 milionami członków "S" z lat 1980-1981. Pomijając już kwestię, ilu tych członków było naprawdę: zadawał te pytania, kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych "Bokassa" z kolesiami przejmował prawo do historycznej nazwy? Zadawał wtedy pytanie, czy Krajowa Komisja Wykonawcza reprezentuje 10 milionów członków pierwszej "Solidarności"? Czy reprezentują ich kandydaci na odgórnie ustalonej liście wyborczej w 1989? A czy zadawał pytania, co się dzieje z "S", kiedy ta w latach dziewięćdziesiątych osłaniała jego słodki żywot nieroba - płacąc tak, jak Dorn to opisał?


Ale przede wszystkim dedykuję słowa Dorna redaktorom weekendowego wydania "Rz", którzy rocznicę "S" uczcili kuriozalnym wywiadem z Bogdanem Borusewiczem (on, jak rozumiem, reprezentuje tamte 10 milionów najlepiej i najpełniej),  wywiadem z Niesiołowskim oraz "specjalnym wydaniem Dziennika Północnego " niejakiego Wilka (którego główny tytuł do chwały polega zdaje się na tym, że mieszka na północy Rosji i kiedyś drukował go Giedroyc). Tekst składa się niemal wyłącznie ze gigantycznego steku najbardziej plugawych bluzgów pod adresem "Solidarności". Litania prostytutek, dziwek, szmat i jeszcze raz  puszczalskich, na ileś szpalt tekstu. Napisanego przez "barda Solidarności", który o Kelusie i Kaczmarskim mówi per "Jacek i Janek", ale - co za pech - z niewiadomych względów nigdy sławy tamtych dwóch nie osiągnął.

Wam wszystkim - komentatorzy, mędrkowie, premierzy, marszałkowie, redaktorzy i publicyści - należałoby zadedykować tak naprawdę jedno. Słynny czterowiersz, który według jednej wersji napisał Waligórski, a według innej Tuwim. Wiecie, o który chodzi?

Saturday, 28 August 2010

Bogdan Borusewicz w dwóch i pół odsłonach

Cytaty poniżej podane pochodzą z następujących źródeł:

http://www.sw.org.pl/relacje/gwiazda.html


http://www.rp.pl/artykul/527929,527914.html


WTEDY...


W swojej biografii „Jak runął mur” mówi pan, że strajku w sierpniu 1980 r. mogłoby nie być, gdyby nie udało się wykryć agenta SB w samym środku Wolnych Związków Zawodowych.

Edwin Myszk był bardzo blisko, podpisywał deklarację założycielską WZZ, był w stopce redakcyjnej „Robotnika Wybrzeża” i ja bym go zapewne wtajemniczył w to, że organizujemy strajk w Stoczni Gdańskiej. Myszk powiadomiłby bezpiekę, funkcjonariusze zamknęliby nas wszystkich i byłoby po wszystkim. No, ale został wykryty już w 1979 roku.



Gdy bezpiece udało się w Komitecie Założycielskim WZZ umieścić agenta Edwina Myszka, Borusewicz tak się nim zachwycił, że spotkania WZZ traktował już tylko jako okazję do rozmowy z Myszkiem, starał się spotkanie jak najszybciej skończyć, aby wyjść i bez świadków omówić wspólne sprawy. Być może przyczyną był brak zaufania do nas. Koledzy powiedzieli nam, że Borusewicz podejrzewa nas o współpracę z SB, ponieważ na działalność WZZ przeznaczaliśmy jedną pensję. Nam zarzucał nieumiejętność ułożenia sobie dobrych stosunków z kierownictwem w zakładzie pracy, ponieważ nie potrafimy, tak jak Myszk, otrzymać, kiedy trzeba, zwolnienie lekarskie, urlop, a nawet samochód na przywiezienie z Warszawy powielacza, który oczywiście nigdy do nas nie dotarł.


Borusewicz powiedział nam, że otrzymuje informacje od sprzyjającego opozycji oficera SB. Jednak wszystkie informacje, jakie Borusewicz nam przekazał rzekomo z tego źródła, były fałszywe. Np. Borusewicz uparcie twierdził, że w zakładach pracy SB nie werbuje tajnych współpracowników, że wystarczy nadzór etatowego "opiekuna" z komendy. Po jednym z zatrzymań na 48 godzin Borusewicz chciał nam dać numer telefonu jakiegoś majora SB, który obiecał mu pomoc w przypadku większych kłopotów i upoważnił go do przekazania tego numeru również nam. Wymogliśmy na nim wówczas obietnicę, że nigdy z tego telefonu nie skorzysta.


Już w okresie, kiedy działalność WZZ rozwinęła się na większą skalę, wciąż spotykaliśmy grupy robotników i studentów, którym Borusewicz zakazywał kontaktów z WZZ pod pozorem przestrzegania zasad konspiracji. Może dlatego cieszył się opinią doskonałego konspiratora, chociaż przy przekazywaniu ulotek, gazetek albo klisz do druku wpadki trafiały się bardzo często.


*****************************************



Ważną postacią przy początku strajku był Lech Wałęsa. Dlaczego nie ma go na tych spotkaniach?

Wałęsa jakby wyrósł ponad. Dla niego takie spotkania nie są ważne.

Jakie ma pan relacje z Wałęsą?

Dobre.

Pan się z nim przyjaźni?

Tak, oczywiście, przyjaźnimy się.


Po dyskusyjnym spotkaniu WZZ, na którym Lech Wałęsa opowiadał, jak w 1970 roku pomagał SB identyfikować uczestników grudniowej rewolty, Borusewicz pożyczył od nas taśmę magnetofonową , na której (za zgodą uczestników) nagrane było całe spotkanie. Borusewicz nie wierzył, że Wałęsa mógł się przyznać, chciał taśmę odsłuchać, zrobić kopię i oddać. Nie oddał mimo licznych monitów, dzięki czemu może do tej pory wierzyć w niezłomność Wodza, a my mogliśmy tylko gołosłownie oskarżać Wałęsę. (...)


W książce Janiny Jankowskiej "Portrety niedokończone" w wywiadzie z Borusewiczem ze zdumieniem przeczytałem, że Gwiazda nic nie wiedział o przygotowaniach do strajku (w 1980 roku). Borusewicz starał się zataić przed nami te przygotowania, ale na szczęście wiedziałem nawet, w którym mieszkaniu zamierzał ukryć Wałęsę oczekującego na rozwój strajku. Później pracownik Elmoru - Strój, były ubek, wskazał mi to mieszkanie, jako operacyjne mieszkanie SB.


Gdy wyszedłem z więzienia w 1985 roku, wielu kolegów z Solidarności przepraszało mnie, że nie mogą się ze mną kontaktować, ponieważ Borusewicz kategorycznie im tego zakazał. Borusewicz przeprowadził w tym czasie najbardziej spektakularną akcję dezintegrującą środowisko opozycji - ogłosił, że Marek Kubasiewicz jest agentem SB. (...)


Gdy wyszedłem z więzienia, "osądzenie" Marka Kubasiewicza już się dokonało. Borusewicz, jako uzasadnienie oskarżenia, podawał ludziom rozmaite dowody, dostosowane do środowiska, w którym miały być przekonujące. W sumie zebrałem 16 takich "dowodów". Część z nich nawzajem się wykluczała, część była sprzeczna ze względu na czas i miejsce, część oparta na zdarzeniach, które nie miały miejsca, a jeszcze inne wprost wykluczały agenturalność Marka Kubasiewicza. Ci wszyscy, którzy nie uznali tych oskarżeń za prawdziwe, zostali wykluczeni z wszelkiej współpracy z RKK. Objęło to Ewę Kubasiewicz, Magdę i Marka Czachorów, moją żonę, mnie i szereg innych osób. W stanie wojennym Borusewicz oskarżył o współpracę z SB Bożenę Ptak-Kasprzyk, członka Zarządu Regionu. O oskarżaniu nas w okresie WZZ wspomniałem wyżej. Oskarżenia rzucane przez Borusewicza były często niejednoznaczne, np. agentem jest jeden z dwóch Andrzejów z Elmoru (A. Gwiazda, A. Bulc), jeden z dwóch Jacków z PLO (J. Jaruchowski, J. Cegielski). Tego typu niedopowiedziane oskarżenia w szczególny sposób trwale dezintegrowały środowisko, ponieważ nigdy nie zostały rozstrzygnięte ani wycofane. Pomijam inne oskarżenia, rzucane na ludzi nieznanych mi osobiście. O bezpodstawności tych oskarżeń mogę sądzić tylko na podstawie skutków - ujawnienie domniemanego agenta nie wywoływało dekonspiracji grupy, w skład której wchodził.


Podobny charakter miały działania Borusewicza w dziedzinie poligrafii. (...) Rozmawiałem z delegacją norweskich związkowców, którzy dostarczyli w stanie wojennym do Gdańska 70 kserokopiarek - pytali, jak je wykorzystaliśmy. Sprawdziłem - żadne z gdańskich lub okolicznych ugrupowań, również struktury RKK nigdy tych kopiarek nie otrzymały. Podobnie było z innym sprzętem - Borusewicz magazynował powielacze i offsety, a tzw. podziemie drukowało za pomocą ręcznych wałków i rakli. Wiem tylko o jednym powielaczu przekazanym dla "Robotnika Lęborskiego" wydawanego przez Marka Balickiego przez dłuższy czas w skutecznej konspiracji. Pierwsza próba użycia powielacza skończyła się wejściem SB i aresztowaniem redakcji - drukarni. Ekipa z pelengatorami wykryła miejsce (w powielaczu zainstalowany był nadajnik). Znany mi jest jeszcze los kilkunastu offsetów, które wpadły pod koniec stanu wojennego w transporcie z Gdańska do Elbląga.


Być może, gdyby takie postępowanie było wynikiem nie złej woli, lecz indolencji organizacyjnej, nieporadności politycznej i atrofii moralnej, byłoby to podstawą do wybaczenia, lecz z pewnością nie jest podstawą do powierzenia kierownictwa jednej z najważniejszych instytucji w Polsce.


...I DZIŚ


Borusewicz o rocznicy Sierpnia:


To prawda, gdyby nie katastrofa smoleńska, wybory prezydenckie byłyby we wrześniu i obchody rocznicy stałyby się ważnym wydarzeniem. Wszyscy chcieliby się dołożyć. Ale stało się inaczej. Rozgrywanie polityczne katastrofy smoleńskiej położyło się cieniem na obchodach Sierpnia.

Co pan ma na myśli?

Jak się patrzy, co się dzieje przed Pałacem Prezydenckim, jak się patrzy na tzw. obrońców krzyża, to się odechciewa świętować. (...) Nie ma święta, bo nie ma nastroju.

Żadnych obchodów nie będzie, bo marszałek Borusewicz akurat nie jest nastroju i odechciało mu się.

Należy jednak podziwiać szczerość. Walnął w autoryzowanym wywiadzie: gdyby rocznica Sierpnia była przed wyborami, to obóz rządzący wziąłby w niej udział z wielką pompą, ale ponieważ jest po wyborach, uznaliśmy, że obrazimy się na obrońców krzyża w Warszawie i powiemy, że z tej obrazy nie pojedziemy na obchody w Gdańsku. Ani nigdzie indziej.

A prowadzącym wywiad (nowe gwiazdy "Rz" Majewski i Reszka, którzy niedługo mogą zasłużyć sobie na osobny materiał) nie drgnie nawet powieka. Jak zareagowałby np. Mazurek, gdyby taką deklarację usłyszał?

Nawiasem mówiąc, Wałęsie centrala najwyraźniej powiedziała: Odmawiaj z grubsza jak Borusewicz. Ale nie kombinuj tak on, bo się do reszty zaplączesz! Mów po prostu "Wszystko popsuto, a Wałęsę poobrażano".

Zdaje się, że i Borusewiczowi należało dać nieco mniej pokrętne instrukcje, bo oto zaraz potem czytamy:

Jest powiązany z PiS związek zawodowy, który uważa się za jedynego dziedzica święta i rocznicy. On zawłaszcza sobie i czas, i przestrzeń.

Nic już nie rozumiem. To w końcu obraziliście się na krzyż w Warszawie, czy na Solidarność w Trójmieście?

Solidarność, która bezczelnie zawłaszczyła sobie obchody trzydziestolecia Solidarności?

Jest jeszcze kilka innych Solidarności - np. Solidarność Walcząca oraz Solidarność'80. Byli też Solidarni 2010, więc marszałek miał pełen wybór. Jeśli to wszystko nie wystarcza, to jego były kolega po fachu marszałkowskim w wieczór 4 lipca powołał sobie jeszcze jedną Solidarność. Która składała się z niego samego, Wałęsy, Bartoszewskiego i Mazowieckiego. Borusewicza na pewno też w tym gronie przyjęliby. Jeśli aż tak brzydziło ich towarzystwo tłuszczy, czemu w takim razie nie zrobiono Jedynych Prawdziwych Obchodów dla Debeściaków i Elity - może w Ossowie na przykład?




***************************************


Niestety, tłem do tego, co teraz widzimy, jest kwietniowa katastrofa. Powiem tylko, że na jesieni, po dokładniejszym odczytaniu zapisu z czarnych skrzynek tupolewa przez polskich specjalistów, będziemy mieli pewną jasność, co tam się stało tuż przed tragedią. Chociaż pole do najróżniejszych interpretacji i spiskowym teorii nadal będzie.

To ważka informacja. Bogdan Borusewicz już wie, co zostanie odczytane na jesieni i jakie pole do interpretacji zostanie pozostawione. Trzeba uznać, że tak jak w swych bohaterskich opozycyjnych czasach ma najwyraźniej informacje z pewnych źródeł. Z najlepszych możliwych źródeł.


*******************************************



Był czas, że był pan pomiędzy obozami, na które podzielili się ludzie dawnej „Solidarności”. Mógł pan ze wszystkimi rozmawiać. Teraz wszedł pan za jedną z barykad. Nie szkoda panu pozycji łącznika, który miał otwarte niemal wszystkie drzwi?

Ale ja nadal mogę ze wszystkimi rozmawiać, tyle że nie ma o czym.

Jeśli chcieli Państwo poglądowej definicji pojęcia talent koncyliacyjny, stoi oto przed Wami w pełnej krasie. Podobnie zresztą jak kultura osobista, ale tu największe fajerwerki są ciągle dopiero przed nami.


****************************************************

O swoich najbliższych przyjacielach i współpracownikach z czasów strajku

Indywidualnie spotykamy się często, ale w grupie zazwyczaj raz do roku. (...) Dlatego też robię te spotkania, żeby ich wyciągać z cienia, pokazywać.

Wyciągnie przyjaciół z cienia, pokaże, pomacha nimi publiczności, poczem ustawi na półce. To są przyjazne ręce. To odsiecz w najgorszej biedzie. Najwyższy rodzaj człowieka: człowiek, co nie zawiedzie.


****************************************************

O „Solidarności” mówił cały świat. Ci, którzy obalali reżimy, czerpali z dokonań „S”. Tak jak ja analizowałem upadki wcześniejszych reżimów: Salazara w Portugalii czy ewolucyjne przejście od rządów frankistów do demokracji w Hiszpanii.

Tak właśnie upadł komunizm w Polsce, proszę Państwa. Bogdan Borusewicz sam jeden siadł i przeanalizował upadek Salazara oraz Franco. I stała się światłość wielka, i otwarły się niebiosa i chór aniołów wyśpiewał wybrańcowi Plan Borusewicza. Który pomału zaczął objawiać pomniejszym opozycjonistom: Wałęsie i Gwiazdom, Macierewiczowi, Kuroniowi z Michnikiem i Geremkiem, Lechowi Kaczyńskiemu, Annie Walentynowicz i dziesiątkom, setkom, tysiącom milionom Polaków... A także JP II, Thatcher i Reaganowi. Dopiero wtedy każdy zrozumiał, co mu czynić trzeba.


Nieustraszony marszałek-analityk swoją autobiografię zatytułował skromnie Jak runął mur. Po takim wyznaniu uważam, że powinien był pójść na całość i nazwać ją wprost Jak obaliłem mur.


***************************************************


Zawsze mówiłem kolegom: „Nie dociskajmy władzy do ściany”.

A więc wiemy już, na czym Plan Borusewicza się zasadzał. Biorąc jednak pod uwagę, że słowa te nieustraszony marszałek kieruje do obrońców krzyża - czy to jest groźba, i to niezbyt zawoalowana? I czy znaczy to, że Władza Miłości czuje się "dociśnięta do ściany"? Pewien gatunek zwierząt istotnie skacze w takiej sytuacji do gardła.

OSTATNIE PÓŁ ODSŁONY


Zapewne zastanawiają się teraz Państwo - jeżeli Marszałek tak się wypowiada w Autoryzowanym Wywiadzie Na Trzydziestą Rocznicę Sierpnia, cóż może mówić, kiedy pozwoli sobie na trochę luzu i więcej brutalnej szczerości? Otóż - dzięki linkowi podanemu jeremy w dyskusji u FYM-a - możemy sobie teraz wyrobić niejakie wyobrażenie. Rzecz dzieje się na początku maja w Kanadzie.

http://www.tnpolonia.com/pol_2010.html

Zaczyna się już obiecująco:

"To wystąpienie zostało bardzo dobrze odebrane, zarówno przez partię rządzącą, jak i opozycję"


Bogdan Borusewicz mówi tutaj prasie o swoim własnym wystąpieniu.

Ale tu jeszcze nie może nam w pełni pokazać tak interesujących niektórych redaktorów cojones. Na szczęście w Kanadzie spotyka się też z Polonią i oto jaki dialog zostaje utrwalony dla potomności:

30.25 min. Bogdan J. Kubicki, inżynier - Ciągle wszyscy żyjemy tą wielką tragedią smoleńską, i nie wszyscy się orientują, jak ta podroż była przygotowywana? Wiemy, że poleciały dwie delegacje, wiemy, że przy tak ważnym świecie, jak 70 lecie obchodów w Katyniu wiemy też doskonale, że powinna pojechać tam jedna reprezentacja polska, że podziały polityczne nie powinny mieć żadnego względu w tej podróży.

Moje pytanie brzmi, co Senat Rzeczpospolitej Polskiej zrobił, żeby przeszkodzić panu Putinowi rozgrywać scenę polityczna w Polsce, i żeby tam jednak była jedna reprezentacja wszystkich Polaków! Moje pytanie jest adresowane do wszystkich członków Senatu, do każdej orientacji politycznej.

Drugie pytanie - Co Senat RP robi broniąc bardzo ważnych urzędów państwowych, takich jak urząd prezydenta, żeby nie był obrażany przez innych polityków, i żeby demokratycznie wybrani przedstawiciele na ten urząd nie byli tak poniżani. Czy było jakiekolwiek stanowisko Senatu Rzeczypospolitej na ten nikczemne praktyki żeby im się przeciwstawić? Czy Wy panowie, jako Senatorowie Polskiego Senatu zrobiliście coś, żeby przeszkodzić w takiej sytuacji, jaka miała miejsce i mam nadzieje, że już nigdy nie będzie miała miejsca w Polsce?

Cisza. Poruszenie.

33.03 min. -Marszałek Senatu RP B. Borusewicz - Proszę pana, dzięki temu, że były dwie delegacje 5 senatorów się uratowało. Mieli lecieć razem z prezydentem, ale może to być dla pana sprawa drugorzędną.

-Glosy oburzenia na sali - 'To jest szokująca odpowiedź panie marszałku. To był żart?'

-Ambasador patrzy na zegarek. Oczami daje znak Gospodarzowi domu dr Kulczyckiemu.


Marszałek Senatu RP B. Borusewicz - To nie był żart! (ostrym głosem) Miało lecieć 5 senatorów w delegacje.

Po czymś takim pozostaje już tylko marszałkowi zakończyć spotkanie słowami:

Sprawa jest zamknięta. Ja swoja przyszłość widzę jasno i swoja przeszłość tez widzę jasno, bo ja wiem, co robiłem i ja wiem, co będę robił i jakie mam poglądy.


I tego doprawdy nikt nie może kwestionować.

Tuesday, 24 August 2010

Dziennikarze z cojones. Pytania dla redaktora Jankego

Dla niezorientowanych: to w związku z wpisem, w którym red. Janke najwyraźniej marzy o ujrzeniu cojones Palikota i Schetyny

Bieżysz przodem? - Czy jako pasterz? lub jako wyjątek? W trzecim wypadku jest się zbiegiem... Pierwsze pytanie sumienia.

Czyś szczery? czy aktor tylko? Zastępca? czy też sam zastępowany? - Możeś na ostatek tylko naśladowcą aktora?... Drugie pytanie sumienia.

Czy się przyglądasz? lub sam ręki przykładasz? lub odwracasz oczy i precz się usuwasz?... Trzecie pytanie sumienia.

(Nietzsche, Zmierzch bożyszcz)

I

Jeżeli oczekujemy od naszych polityków cojones, czy mamy prawo oczekiwać tego samego od naszych dziennikarzy?

A jeżeli tak, kto wśród Pańskich kolegów po fachu świeci, by tak rzec, przykładem? Można prosić o konkretne nazwiska?

Ja mogę wymienić całkiem sporo, ale niestety głównie wśród krajów sąsiadujących z Polską.

I przed prawie wszystkimi z tych nazwisk można już dzisiaj dodać świętej pamięci. Tak jak na przykład na tej liście. Jest długa, prawda?

Najwspanialsza postać wśród nich nie musiała wcale nosić spodni. Miała na imię Anna.

Nie mam jednak zamiaru ograniczać się do zagranicznych wzorów. Mówi Panu coś np. nazwisko Jarosław Ziętara?
 

II

Żeby jednak nie było, że za dziennikarzy z cojones uważam wyłącznie dziennikarzy zamordowanych, są w Polsce również dziennikarze żywi, którym charakteru na pewno nie odmówiłbym. Pierwszym nazwiskiem, które przychodzi mi do głowy, jest redaktor Tomasz Sakiewicz i kilku jego redakcyjnych kolegów.

Pan, Panie Igorze, na pewno wie, dlaczego właśnie oni. Napisał Pan w zeszłym roku artykuł Gorący sezon "Gazety Polskiej". To był dobry tekst. To był ważny tekst. To był tekst, który powinien być jak najczęściej przypominany, co zresztą niniejszym czynię. Nie będę go nawet streszczał; tych, którzy go jeszcze nie znają, zachęcam po prostu do kliknięcia w link i starannej lektury.

Bardzo chciałbym móc coś takiego powiedzieć o Pana tekstach z ostatnich miesięcy, ale niestety - choć spędzam wręcz zbyt dużo czasu czytając polskie portale i gazety - mam trudności ze znalezieniem przykładu. Bez żadnego sarkazmu: naprawdę przykro mi z tego powodu.

Ale właśnie dlatego, że kiedyś napisał Pan tamten artykuł, ja z kolei piszę ten wpis. Polemiką ze zwykłymi cynglami - z red. red. Żakowskim, Orlińskim, Władyką, Janickim, Smoleńskim, Wrońskim, Lisem, Olejnik, Kuźniarem, Wiśniewską, Passentem, Slezakiem, Krzysztofem Skórzyńskim czy innym  Jarosławem Kurskim - nie zawracałbym nawet sobie głowy.

Zgodzi się Pan jednak chyba, że napisanie jednego takiego tekstu ani znoszenie podszczypywań Władyki z Janickim nie jest, proszę wybaczyć, szczególnym dowodem posiadania cojones - zwłaszcza w porównaniu z tym, co taki redaktor Sakiewicz z kolegami musi przechodzić  z podziwu godną regularnością? Albo w porównaniu z tym, co spotkało dziennikarzy,  o których pisałem wcześniej? Czy słowem cojones nie powinien Pan się posługiwać z "pewną taką nieśmiałością"?

III

Specjalnie nie będę pytał o politykę i media po Smoleńsku. Ograniczę się do tego, co było przed.

Jak wygląda życie dziennikarskie i polityczne w kraju, w którym posowieckie służby potrafią niewygodnego dziennikarza oskarżyć po własnej prowokacji, wparować do domu, skonfiskować wszystkie kopie kończonej właśnie książki, zaszczuć, doprowadzić do próby samobójczej, a już po tejże próbie - swoją ulubioną metodą wbić gwóźdź w oponę - wie Pan, o kim mówię, prawda? On tym razem miał szczęście (szczęście?), ale ile już osób zginęło po 1989 w podobny sposób? Mówi coś Panu na przykład ten fragment?

Za winnego tragedii uznano kierowcę Waleriana Pańki, który został skazany na karę więzienia z warunkowym jej zawieszeniem. Wkrótce potem... zmarł. Prokuratura kategorycznie stwierdziła, że to był tylko wypadek. Nie zwrócono uwagi na cały szereg "dziwnych" zdarzeń z nim związanych. Nikt nie sprawdził nawet zeznań świadków (w tym żony Waleriana Pańki, Urszuli), którzy mówili o wybuchu tuż przed samym zderzeniem obu aut. Miejsce katastrofy zostało przeszukane niedokładnie. Kilka dni po wypadku w pobliżu znaleziono dwie reklamówki z rzeczami z roztrzaskanego auta. Wszystko wskazuje na to, że zostały one pozostawione na miejscu zdarzenia. Nikogo nie zainteresował fakt, że Pańko w ostatnich miesiącach życia otrzymywał anonimy ani że włamano się do jego mieszkania. Nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że prof. Pańko w ostatnich miesiącach życia, kiedy już jako prezes NIKu zajmował się największymi aferami, po prostu czegoś się bał. Jego żona Urszula opowiedziała w jednym z wywiadów, że mąż wyznał jej: "Uleńka, ja za dużo wiem." Wiedza ta prawdopodobnie go zabiła. W tym samym wypadku zginął także Janusz Zaporowski - szef Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu. WPROST napisał, że dwóch policjantów, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce wypadku utonęło dwa lata później na rybach. W bardzo płytkiej wodzie. Zginął też człowiek robiący ekspertyzę wypadku. Zniknął policyjny raport z miejsca wypadku a także klucz do służbowego sejfu profesora. Kiedy już został odnaleziony, okazało się, że sejf jest pusty.


Pamięta Pan, kto był następnym prezesem NIK-u? Czy jemu przypadkiem później też się coś dziwnego nie stało... ale przepraszam, o tym miałem nie pisać. Pamięta Pan, w jaki sposób zginął były prezes Głównego Urzędu Ceł? Jeden z ministrów sportu? Komendant Główny Policji? Gdzie, w jakim stanie są śledztwa we wszystkich tych sprawach? To jest "względnie normalny kraj" czy gangsterska republika poradziecka? Pamięta Pan, jak na długo przed czarną erą kaczymu najwybitniejsi przedstawiciele "Polski jasnej" przyznawali się do lęku przed własnymi służbami? A jeden z byłych prezydentów wprost oskarżył część środowiska dziennikarskiego o bycie narzędziem w rękach tychże służb - i wcale to nie był prezydent Kaczyński, przeciwnie wręcz nawet, pamięta Pan? Pamięta Pan np., jak owe służby użyły ludzi niesłusznie zwanych dziennikarzami do zniszczenia jednego z wicemarszałków Sejmu lub ministra obrony? Albo jak podobni "dziennikarze" tuż przed czołobitnym wywiadem z Urbanem gnoili jednego z założycieli KOR-u uzyskanymi od więziennego esbeka "informacjami", że ten opozycjonista karmił psy strażników szynką z zagranicznych paczek? (dla tych, którzy tego nie znali: przeczytajcie, warto!) Pamięta Pan, na jakich zasadach uzyskały koncesje wszystkie działające obecnie ogólnopolskie stacje radiowe? Pamięta Pan, za czyje pieniądze założono obie główne prywatne telewizje?

Która z gazet przeprowadziła porządne śledztwo w sprawie... powiedzmy, śmierci Grzegorza Michniewicza? Dlaczego tego tematu nikt nie ruszy? Nikt nie próbuje wyjaśnić?

Co trzeźwiejsi publicyści oskarżali polskich historyków o konformizm, ponieważ z niewyjaśnionych względów do dziś nie mamy całościowych biografii najważniejszych graczy najnowszej historii - powiedzmy Geremka, Kuronia, Wałęsy (tu jeden młody magister się odważył, ale wiadomo, co się wtedy rozpętało)... Słuszna racja, ale ile zrobili dziennikarze? Jakie białe plamy  zbadali? Przeczytam kiedyś pełny, reportażowy portret... no, powiedzmy Aleksandra Kwaśniewskiego - z tłem rodzinnym sięgającym przed 1956 rok?

Ilu z ciągle aktywnych polskich dziennikarzy radiowych i telewizyjnych pierwsze papiery na wykonywanie zawodu dostawało jeszcze od ludzi Kiszczaka lub poprzedników? Szczerzy wierzy Pan, że tacy ludzie rozumieją pojęcie niezależności? Jakich następców dziennikarze tego typu sobie wychowują?

To jest naprawdę bardzo wyrywkowa lista pytań. Mógłbym ją ciągnąć znacznie dłużej.



IV


Jeśli gdzieś popełniłem kłamstwo, nadużycie albo koloryzuję - proszę mi je wytknąć.

A jeżeli nie popełniłem: czy do uprawiania prawdziwego dziennikarstwa w takim kraju nie trzeba byłoby mieć cojones jak berety - tak samo jak prawdziwej polityki? I czy bez takiego prawdziwego dziennikarstwa  w takim kraju ma szanse istnieć jakiekolwiek normalne życie społeczne i polityczne?

Czy jest Pan pewien - tak uczciwie - że prawdziwe dziennikarstwo Pan uprawia? Czy wystarczy zostać zwolnionym z TOK FM, żeby poczuć się kolegą po fachu Politkowskiej czy Ziętary?

Czy prawdziwe dziennikarstwo w ogóle uprawia w ostatnich miesiącach gazeta, w której Pan pracuje?

***************************


Zapytam raz jeszcze:


Czy się przyglądasz? lub sam ręki przykładasz? lub odwracasz oczy i precz się usuwasz?

***************************


PS. A tak z czystej ciekawości i niezależnie od głównego tekstu - kto, Pana zdaniem, na poniższej liście jest pozbawiony charakteru: Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Zbigniew Romaszewski, Zbigniew Ziobro, Joachim Brudziński, Ryszard Legutko, Zyta Gilowska,  Ryszard Terlecki, Jacek Kurski, Jerzy Polaczek? Który/a z nich nie jest w stanie wykrztusić z siebie nic poza tak, Panie Prezesie? W każdym z wyżej wymienionych wypadków byłaby to dla mnie dość zdumiewająca informacja, przyjmuję jednak, że zna Pan tych wszystkich ludzi nieskończenie lepiej niż ja.

Saturday, 21 August 2010

Fotozagadka

Upłynęło już parę dni, a ja nie mogę zapomnieć o tym zdjęciu:



Kto chce, niech spróbuje odpowiedzieć na pytanie: z czego śmieją się nadredaktor Lisicki oraz przyboczny archanioł Gabryel?

  1. Z wypowiedzi:  Jedną odsłonięto już na fasadzie pałacu, natomiast dwie kolejne – ta upamiętniająca wszystkie osoby związane z pałacem i ta ku czci kapelana prezydenckiego – zostaną wmurowane wewnątrz budynku.
  2. Z wypowiedzi: Sam myślałem o płaskiej tablicy dokładnie w tym miejscu, gdzie stoi krzyż.
  3.  Z wypowiedzi: Dla mnie ten krzyż to symbol ogólnonarodowej żałoby, a nie upamiętnienie ofiar.
  4. Z wypowiedzi: Toczenie sporu o te parę metrów czy o wielkość liter jest dziwne i budzi podejrzenie, że chodzi tylko o spór dla sporu
  5. Z wypowiedzi: stawiam na upływ czasu i powolne opadanie emocji. Oraz na czynienie wszystkiego, co może być odbierane jako działanie w imię przyzwoitości, a nie interesu politycznego. Chciałbym, aby tak właśnie były postrzegane moje działania i w Sejmie, i teraz w Pałacu Prezydenckim.
  6. Z wypowiedzi: Uważam za nie fair próby włożenia w moje usta terminu „usunąć krzyż”. To przejaw szaleństwa politycznego
  7. Z wypowiedzi: Także w tym wypadku liczę na upływ czasu, który powinien (...) ograniczyć pokusę mówienia rzeczy szkodliwych z punktu widzenia autorytetu polskiego państwa. [Pan promotor i najbliższy przyjaciel JPkota? Pan Szkoda Polski? Pan Jaka wizyta, taki zamach? Pan To trzeba ślepego snajpera? Pan Chętnie skróciłbym tę złą prezydenturę? Pan Będą wybory albo prezydent gdzieś poleci...?]
  8. Z wypowiedzi: nie da się negocjować z wszystkimi jednocześnie, bo można się zanegocjować na śmierć.
  9. Z wypowiedzi: Problem polega na tym, czy sami potrafimy zagwarantować stronie rosyjskiej (...) pełną wymianę dokumentów i materiałów ze śledztwa.
  10. Z wypowiedzi: Wbrew często spotykanej opinii uważam, że strona rosyjska wykazuje daleko idące zrozumienie polskich potrzeb (...) Oby tak dalej.
  11. Z wypowiedzi: W tym też mieści się ważne pytanie, które i mnie – jako obecnego prezydenta – dotyczy: gdzie tkwi mechanizm powodujący budowanie tak bizantyjskiego orszaku? [nb. czy ktoś policzył ile razy zdążył już sformułowania bizantyjski orszak? czy ten człowiek potrafi pomieścić w mózgu więcej niż sześć formułek wbitych przez Ostachowicza?]
  12. Z odpowiedzi: Ale marszałka nie było, a to sprawa zasadnicza (na ripostę Kilka dni wcześniej poleciała do Katynia niewiele mniej liczna delegacja. Na jednym pokładzie premier i jedyny wicepremier).
  13. Z wypowiedzi: proszę przyjąć do wiadomości, że mam takie same uprawnienia jak prezydenci Lech Kaczyński i Aleksander Kwaśniewski. [czemu nie Lech Wałęsa, nawiasem mówiąc?]
  14. Z wypowiedzi: Każde zbrojenie, montowanie systemów militarnych w tym obszarze jest niekorzystne z punktu widzenia stabilizacji regionu. Ale to dotyczy obu graczy, czyli także Gruzinów. [w takim razie niet probliema: Gruzini S-300 nie mają, więc do destabilizacji regionu nie dojdzie]
  15. Z wypowiedzi: Proces pozytywny zaczął się od wizyty premiera Putina na Westerplatte. Przecież to ma ogromne znaczenie z punktu widzenia polskiej wrażliwości historycznej. Rosjanie w ten sposób przyznali, że druga wojna światowa zaczęła się 1 września 1939 roku od Polski, a nie 22 czerwca 1941 roku. [przypomnijmy, że Putin przyznał to następującymi słowami: mądrość i wspaniałomyślność narodów rosyjskiego i niemieckiego oraz przezorność działaczy państwowych obu krajów pozwoliły uczynić zdecydowany krok w kierunku budowy Wielkiej Europy]
  16. Z wypowiedzi: Niesłychanie ważnym elementem było również spotkanie premierów Putina i Tuska w Katyniu. [Zaiste, nie da się zaprzeczyć]
  17. Z wypowiedzi: Oznaczało gotowość strony rosyjskiej do przewartościowania i zmiany własnego emocjonalnego stosunku do przeszłości. [zwłaszcza w zestawieniu ze wcześniejszymi stwierdzeniami: deklarowanie się zaś za pomocą emocji jest dla mnie przejawem ckliwości i pachnie polityczną tandetą oraz Rosjanie widzą w Polakach szalenie emocjonalny naród, do którego trafia się głównie przez symbolikę]
  18. Z wypowiedzi: Dzisiaj mamy odznaczenie dla Andrzeja Wajdy. (...)  Przecież to gigantyczny interes Polski.
  19. Z wypowiedzi: Ważna jest też wymiana młodzieży.
  20. Z wypowiedzi: Uważam, że warto byłoby wspólnie zadbać o to, aby nie zniknęła ta szczególna atmosfera po katastrofie smoleńskiej.
  21. Ze zwyczajnej służalczości, na którą oprócz mimiki wskazują również: mowa ciała, treść zadanych pytań, a przede wszystkim pytania, których nie zadano.